.

.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Elizabeth Kostova, Łabędź i złodzieje oraz tęsknota za wiosną

Przeczytałam ostatnio Łabędzia i złodziei Elizabeth Kostovej. Książka to prezent świąteczny od przyjaciółki. Książkę oceniam na dobry z plusem. Moja opinia wynika z porównania tytułu z genialnym i wybitnym jak dla mnie Historykiem tej autorki. Łabędź i złodzieje opowiada historię pewnego malarza Roberta Oliviera, nie potrafiłam go polubić, więc ma to wpływ na moją ocenę. Natomiast sama fabuła jest ciekawa, podobało mi się zaskakujące zakończenie wyjaśniające tajemnicę tytułowego łabędzia, intryga ciekawie zarysowana. Książka przeznaczona do niespiesznej lektury, zawiera smaczki dla osób interesujących się malarstwem z naciskiem na impresjonizm ( który bardzo lubię). Kostova z powodzeniem zachwyca stylem, choć nie aż z taką wirtuozerią jak w Historyku, którego ostatnio kupiłam i wkrótce zaserwuję sobie ponowną lekturę.


Wreszcie dnie są coraz dłuższe i o godzinie 16 nie jest jeszcze ciemno za oknem. Powietrze już inaczej pachnie. Ostatnie dni były bardzo słoneczne, dzięki czemu miałam więcej energii. Dzisiaj było bardziej pochmurnie, na trochę tylko wyszło słońce zza chmur, ale przez ten moment niebo było naprawdę meganiebieskie. Mam nadzieję, że będzie już coraz mniej dni, gdy niebo zakryte jest grubą warstwą szarości i nie widać słońca.

Czekając cierpliwie na wiosnę i pierwsze kwiaty w ogrodzie cieszę oczy poniższymi fotografiami. Jestem ciekawa tulipanów, bo jesienią zasadziłam kilka całkiem nowych i ciekawych cebulek. Mam nadzieję, że nie zrobią mi psikusa i zakwitną.  

Aż mi się nie chce wierzyć, że kiedyś nie lubiłam tych kwiatów. Różnorodność dalii jest zadziwiająca i w kwestii kształtów płatków, wysokości roślin jak i kolorów. Moja mama sadzi je od lat i nazywa georginiami, moje babcie też je lubiły, ale u nich funkcjonowały pod nazwą organy.



Niezmiennie zadziwia mnie jak tak delikatna, piękna i pachnąca roślinka jak konwalia może być trująca, a jednak trzeba uważać, bo każda część tej rośliny jest niebezpieczna po zjedzeniu. Subtelność kwiatów konwalii mnie urzeka. Mam w ogrodzie kępę konwalii, ale jakoś średnio kwitną, może mają zbyt mało słońca.


Róże hodowane z sukcesem przez moich rodziców są piękne, choć niestety jako kwiaty cięte nie cieszą zbyt długo. Lubię przy okazji imprez na świeżym powietrzu robić z nich takie bukiety z małą świeczką tu i ówdzie. W ładnej misie są żywą ozdobą stołu.


Ten biały kwiat to bodajże kosmos, uchował się przed ścięcie. Po zakwitnięciu zachwycił i jego byt można uznać za bezpieczny :)


Nazwy fioletowego przystojniaka nie znam, ale kocham od lat kolor fioletowy, więc znalazł się we flakonie.

6 komentarzy:

  1. Ostatnie to popularne "marcinki", chyba z rodziny astrów. Też je bardzo lubię, bo fioletowe - to raz; i długo stoją - to dwa. Kostova wciąż czeka na mnie i już zapomniałam, dlaczego nabyłam. Dobrze, że przypominasz, bo są takie dni, gdy trudne tematy uwierają. Pozdrawiam - też stęskniona za wiosną:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podpowiedź :) Fakt długo stoją w wazonie. Polecam Kostovą :)

      Usuń
  2. Świetne zdjęcia i piękne kwiaty :) Impresjonizm? Uwielbiam! Mam hopla na jego punkcie, więc "Łabędź i złodzieje" to pozycja obowiązkowa dla mnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takimi fotografiami sycę oczy i duszę w cierpliwym oczekiwaniu na wiosnę. Impresjonizm jest jednym z moich ulubionych kierunków w malarstwie :) Czytaj w takim razie :)

      Usuń
  3. O,przecież ta Kostova gdzieś u mnie lezy i czeka na przeczytanie. Chyba jej poszukam i zajmę się nią w weekend.
    A kwiaty piękne, zwłaszcza te fioletowe na końcu :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłej lektury :) takie kwiatowe fotografie poprawiają mi humor pod nieobecność wiosny

      Usuń