.

.

czwartek, 15 września 2011

Piter Murphy, Trzy...

Z zaciekawieniem przeczytałam informację na blogu pisanegoinaczej, że wydał książkę. Tytuł został wydany jako e-book i jest dostępny w sprzedaży na stronie rw2010. Przyznam, że mimo zainteresowania powieścią jednego z nas, byłam nastawiona sceptycznie do elektronicznej formy książki. Ale kto jak nie my, blogerzy, powinien interesować się nowościami wydawniczymi i książką osoby, którą znamy. Postanowiłam, że zakupię książkę, ale przeczytam ją dopiero po wydrukowaniu, bo od czytania elektronicznych wersji bolą mnie oczy. Wczoraj udałam się na xero i oto mam swój własny, papierowy egzemplarz książki Piotra.
 
U góry okładka, a mój egzemplarz poniżej :)





Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o okładce. Przyznam, że bardzo mi się podoba i mimo że jest utrzymana w ciemnej kolorystyce, to pasuje do książki. Jak sam autor zaznacza we wstępie jest to książka napisana na konkurs literacki „Książka dla kobiet” i jako taką czytałam tę powieść. Poznajemy tu losy Eweliny, niezależnej dziennikarki i kobiety po rozwodzie, Marty, która otrzymała jednoznaczny wyrok – nowotwór krwi, a potem została cudem uleczona, a w dniu który przywrócił jej nadzieję na lepsze jutro spotkał ją inny cios, Andrzeja, bogatego, wykształconego mężczyznę, który w miarę rozwoju akcji dowie się czegoś bardzo ważnego oraz Sławka, z pozoru prostego faceta mieszkającego na wsi wraz z matką. Trzy... pokazuje, że w życiu ważne są wartości takie jak miłość, prawda, dobro i ciepło, a to pozytywne przesłanie. Podobało mi się także wspomnienie o ojcu Pio i jego wpływie na życie jednej z bohaterek. To duży plus, bo wspominanie o modlitwie, religii nie jest modne i poprawne politycznie. A ja podziwiam każdego pisarza, który nie idzie za tą modą. Zależy mi na tym, by recenzować szczerze, dlatego muszę wspomnieć o tym, że wskazana jest kolejna, dokładniejsza korekta. Jak na debiut oceniam książkę pozytywnie i uważam, że autor ma duży potencjał. Pilnie będę śledziła jego dalszą karierę i z zainteresowaniem sięgnę po kolejną książkę.

środa, 14 września 2011

Kate Morton, Milczący zamek

Jakie to miłe kiedy człowiek naczyta się pozytywnych recenzji w Internecie, wyda prawie 40 zł na książkę i po lekturze uśmiech na ustach wskazuje jednoznacznie, że było warto :) W tym przypadku zdecydowanie cieszę się z każdej złotówki wydanej na to Dzieło ( tak Dzieło z dużej litery).


To pierwsza książka Kate Morton, którą miałam przyjemność czytać, ale już wiem, że nie ostatnia i księgarnie znów na mnie zarobią, bo na 100% kupię i Zapomniany ogród i Dom w Riverton.
Książka reklamowana na okładce jako "romantyczny thriller z elementami powieści gotyckiej. Opowieść o zdradzie, rodzinnych tajemnicach i poszukiwaniu własnych korzeni (...)Fascynująca saga rodzinna... Cudowna książka, nie mogłam się od niej oderwać". Te wszystkie słowa są prawdziwe. Ja także nie mogłam wprost oderwać się od książki. Lektura do niespiesznego czytania. Można delektować się każdym słowem, zdaniem. Uwielbiam tego typu książki. Kate Morton ma ogromny talent i świetny styl. Wynotowałam mnóstwo cytatów, zamieszczam kilka fragmentów:

Po ciepłym dniu wieczór zrobił się chłodny i zanim wyruszyła w stronę zamku, ciemność zakasała spódnicę i rozsiadła się okrakiem na wzgórzach.

Rozpacz splątała jej myśli.

Krew paliła mnie w żyłach, jakby zamieniła się w benzynę, kiedy obserwowałam, jak po jej twarzy przebiegają kolejne emocje. Zmieszanie, podejrzliwość, potem gwałtownie wstrzymany oddech, po którym zabłysło zrozumienie.

Zapadł już zmrok i mżawka spowiła okolicę drobniutką siateczką rozpylonych kropel.

Wiem, że do tej książki będę nieraz wracać, bo Milczący zamek zachwyca językiem, stylem, opisem. Mam wrażenie, że w wykonaniu tej autorki zwykły opis stołu byłby ciekawy i intrygujący. Serio. Mimo że znam już zakończenie, to przyjemne będzie ponowne zanurzenie w lekturze, powrót do zamku Milderhurst i obserwowanie bohaterów. Kate Morton ma zdolność niebywale plastycznego opisu, tak że specjalnie czytałam powoli, by zapamiętać jak najwięcej, by wejść w świat książki jak najgłębiej, by te ponad 550 stron jak najpóźniej się skończyło. Ach jak ja lubię takie cegły :)

Zdecydowanie zachęcam do poznania losów Edie, głównej bohaterki, przeplatanych z zawiłymi wydarzeniami z życia jej matki oraz pewnych trzech sióstr: Perse, Saffy i June mieszkających w prawdziwym, wielkim zamku. Losy tych wszystkich kobiet są w zawiły sposób splątane. Znajdziemy tu i sagę rodzinną, sugestywne opisy, dobrze wykreowane postaci, rodzinne tajemnice.

Ocena znowu wysoka, w skali od 1 do 10 daję 11. Dla mnie skala od 1 do 6 od zawsze nie była miarodajna :)

niedziela, 4 września 2011

Katarzyna Buziak, Rudzielce

Tę książkę przeczytałam ponad tydzień temu, ale mam tak, że jak od razu recenzji nie opublikuję, to potem zapominam. Cóż... skleroza...


Rudzielców kupiłam całkiem przypadkiem, bo były znacznie przecenione w pewnej małej księgarni. Właściwie nabyłam książkę za grosze. Po lekturze okazało się, że był to jeden z moich najlepszych zakupów czytelniczych. Jestem zachwycona stylem autorki. Katarzyna Buziak jako jedna z nielicznych pisarek potrafi używać słów, które dzisiaj są zapomniane i takich które nie są używane na codzień i robi to naturalnie i w urzekający sposób. Może zaserwuję dwa cytaty:

Żywa! Konstatuję z niechęcią, kiedy uderzam kolanem o twardą płytę nagrobną i czuję coraz zimniejsze stopy w zbyt cienkich półbucikach, zanurzonych głeboko w zwiędłych liściach, mokrych jeszcze po popołudniowym deszczu!

Dopiero w drugiej połowie swego życia Mariusz poznaje radość prawdziwej miłości. Zaczyna rozumieć, czym jest bliski, szczery kontakt z kobietą kochającą i spontaniczną. Taką, obok której chce się zasypiać i spokojnie, w pełni satysfakcji, budzić rano. Płowowłosa Angielka daje mu prawdziwy spokó spełnionego mężczyzny, a także drugą młodość, zamiast tamtej zagubionej gdzieś daleko, na polach własnego majątku, dawno temu, jesienią tysiąc dziewięćset dziewiętnastego roku.

Losy głównej bohaterki, Anny Choteckiej, są przeplatane retrospekcjami z życia jej pradziadków, dziadków i rodziców. Historie przodków oraz Anny są ciekawe i subtelnie wchłaniają czytelnika w ten świat. Książka absolutnie nie jest pełna zwrotów akcji. Napisana raczej niespiesznie, spokojnie. Jest i rodzinna tajemnica z przeszłości i codzienne życie, zdrada, miłość. Rudzielce są jedną z niewielu książek, które można spokojnie smakować i wprost delektować się. Umiejętność operowania językiem jest niezwykle mocną stroną autorki. Jak dla mnie jest wirtuozem słowa. Niewiele mamy takich pisarek. Zwolennicy kryminałów i szybkiej akcji, która wbija w fotel mogą się zawieść, ale osoby lubiące chłonąć każde zdanie, każde słowo będą ukontentowani jak mniemam :) Irytuje mnie tylko fakt iż tak świetna książka jest tak mało znana. Zachęcam wszystkich do lektury. W skali od 1 do 10, książka otrzymuje 11.

piątek, 2 września 2011

Agata Bromberek, Agata Wielgołaska, Turcja półprzewodnik obyczajowy

Jak sam tytuł wskazuje typowy przewodnik to nie jest. Nie znajdziemy tu miejsc, które warto zwiedzić ani mapek. Przewodnik jest obyczajowy i pod tym kątem się go czyta. Same autorki zaznaczają ten fakt we wstępie do książki.  Autorki książki prowadzą blogi:
- Agata Wielgołaska tureckie kazania
- Agata Bromberek turtur.
Chętnych poczytania większej ilości informacji o Turcji odsyłam na te strony. Znajdziecie tam także masę zdjęć.


Przyznam, że z zainteresowaniem czytałam opisy obu pań. Dowiedziałam się wielu faktów o Turcji i Turkach o których nie miałam pojęcia np.:
- w Polsce wznosi się toasty "na zdrowie", a w Turcji "za honor", honor to dla Turka rzecz święta,
- Turcy uwielbiają rodzime filmy i namiętnie oglądają seriale, mężczyźni w takim samym stopniu jak kobiety,
- Turcy nie cierpią stać w kolejkach, więc typowych kolejek jak w Polsce nie ma, stoi po prostu grupa ludzi i ... kto pierwszy ten lepszy,
- wizyty rodzinne, tutaj jest ciekawie, bo gość po prostu dzwoni i mówi "przyjeżdżam" i rano u nas jest, tradycja nakazuje odradzać wyjazd i nakłaniać do pozostania dłużej, w rezultacie często takie odwiedziny przesuwają się w czasie do kilku miesięcy.
Ciekawostki można długo mnożyć, bo rzeczywiście znalazłam ich wiele, ale wszystkiego nie zdradzę. Odsyłam do lektury. Podoba mi się, że autorki tego półprzewodnika mówią o tureckich stereotypach i odnoszą się do nich co chwila albo je łamiąc albo potwierdzając i wyjaśniając. Po lekturze jestem bogatsza o ogrom wiedzy o Turcji, o której nie miałam pojęcia i mam zwiększony apetyt na wyjazd do tego, egzotycznego i różnego od naszego, kraju. Jedynym minusem książki jest to, że zdjęcia są na końcu, a nie wplecione w tekst książki, bo lubię podziwiać fotografie podczas lektury. Polecam książkę osobom, które chciałyby się dowiedzieć czegoś o tym panstwie, o jego mieszkańcach, ich obyczajach, codziennym życiu.
Za możliwość przeczytania książki dziekuję portalowi czytanie szkodzi oraz wydawnictwu Nowy Świat.