.

.

wtorek, 21 stycznia 2014

Kate Morton - tym razem będę ganić

Jeszcze do niedawna określałam Kate Morton jako moją ulubioną pisarkę. Twierdziłam to na podstawie lektury dwóch fenomenalnych książek. Obie i Milczący zamek i Zapomniany ogród mnie urzekły. Zachwycałam się słownictwem, fabułą, atmosferą książki. W dwóch tytułach teraźniejszość przeplata się z przeszłością, jednak to w opisywaniu przeszłości Morton jest mistrzynią. Umiejętnie opisuje historie toczące się w XIX wieku i na początku XX i naprawdę robi to świetnie. Plastyczne opisy i niezwykły styl podziwiałam co kilka stron i częściej.  Milczący zamek przeczytałam dwukrotnie, Zapomniany ogród też, bo to świetne książki. Jesienią zdobyłam dwie książki tej autorki, jej debiut czyli Dom w Riverton oraz pachnącego świeżością Strażnika tajemnic. Cieszyłam się jak dziecko z zakupu i niecierpliwiłam się na lekturę.


Niestety jedna i druga książka mnie zawiodła, znudziła, męczyłam się, by doczytać je do końca. W ogóle nie czułam tego czaru, który tak mnie urzekł w pozostałych jej książkach. Nie było tej magii, nie czułam nawet jej śladu. Książki przeczytałam jeszcze w 2013, ale nie miałam ochoty ich recenzować, tak się zniechęciłam. Jednak po przemyśleniu, postanowiłam napisać co sądzę na ich temat, może komuś przyda się i negatywna opinia, by przemyśleć ewentualny zakup. Mnie żal każdej złotówki wydanej na te książki.

W Domu w Riverton irytowała mnie już sama główna bohaterka, Grace, dla której służenie swej pani jest sensem życia i która przedkłada trwanie przy bogatej i nie doceniającej tego Hannah nad własne życie osobiste, które miało szansę się ułożyć, gdyby odeszła z pracy i rozpoczęła wspólne życie z mężczyzną, ale nie opieka nad Hannah jest ważniejsza. Pracodawczyni oczywiście tego nie docenia i nie ma pojęcia o poświęceniach dla niej w wykonaniu służącej. Naiwność i głupota Grace bardzo mnie denerwowały. Wielka tajemnica, która z z czasem wychodzi na jaw, że służąca Grace i Hannah są przyrodnimi siostrami nie robi wrażenia na czytelniku, bo i słabo jest wykorzystany ten pomysł. Współczesny wątek próby wyjaśnienia śmierci pewnego poety i niby "wstrząsającej tajemnicy" jak opisano z tyłu okładki nie są ani wstrząsające ani tajemnicze. Żadna z postaci nie wzbudziła mojej sympatii, żadnej nie kibicowałam, z żadną się nie zżyłam.

Strażnik tajemnic ma szumny tytuł, ale treść zawodzi już od pierwszych stron. Tutaj szybciej powiało nudą niż w powyższej książce. Już od pierwszych stron szału nie było.Niewiele pamiętam z fabuły, bo i nie warto. Zawiodłam się po raz drugi na Kate Morton. Nie moja bajka i tyle. Żadna tajemnica z tym niewyjaśnionym morderstwem sprzed lat, może i było trochę zaskakujące "kto" i "dlaczego", ale całe to "pomiędzy" "kto" i "dlaczego" czyli cała książka była dla mnie zwykłą stratą czasu. Nieciekawe postaci, nieintrygująca fabuła, brak czaru w słowach, ogólnie akcja ciągnie się jak przysłowiowe flaki z olejem.

Szczegółowej recenzji nie będzie, bo książki przeczytałam jesienią, dlatego opisuję bardziej odczucia i moją ogólną opinię. Obie książki są słabe, nudne, niewarte czytania, niewarte zakupu. Taka jest moja subiektywna opinia. Kate Morton nie jest już jedną z moich ulubionych autorek, ale jej Milczący zamek i Zapomniany ogród są nadal jednymi z moich ulubionych książek.

wtorek, 14 stycznia 2014

Wyzwanie fotograficzne

Pierwszy raz biorę udział w wyzwaniu fotograficznym. Organizatorką wyzwania jest autorka bloga we grochy. Spodobał mi się bardzo temat pierwszego zdjęcia czyli HERBATA. Długo nie mogłam się zdecydować co dokładnie ma się na nim znaleźć, więc okazało się, że jest na nim całe mnóstwo rzeczy. Herbata dla mnie to przede wszystkim czarna sypana lub torebkowa, zwykła lub kultowy Earl Grey, z przeróżnymi dodatkami np. cytryną, pomarańczą i goździkami, sokiem, startym na tarce imbirem, miętą, melisą. Słodzę białym lub brązowym cukrem, a często miodem szczególnie o tej porze roku. Ważna kwestia to temperatura, lubię gorącą lub mocno ciepłą, nie przepadam za chłodną, źle wtedy smakuje. Herbatę najczęściej pijam w szklankach, mam specjalne w rozmiarze XXL :) Czasami w filiżankach, przy specjalnej okazji lub by poprawić sobie humor. Prawie zawsze parzę ją w dzbanku pod przykryciem. Minusem szklanych dzbanków jest ich kruchość. Obecny na zdjęciu czerwony zauważyłam dziś, że mi pękł, więc pora na wyprawę po nowy, niezbędny sprzęt.


I baner wyzwania.

czwartek, 9 stycznia 2014

Śniadanie bez zwykłego mleka

Ze względów zdrowotnych postanowiłam przejść na dietę. Okazało się, że krowie mleko, pszenica i białko kurze mi szkodzi. Od nowa będę uczyła się gotowania, pieczenia, zwracania uwagi na skład. W dobie internetu, blogów i portali kulinarnych nie jest to trudne, bo właściwie i chleb i ciasto na pierogi czy drożdżowe można upiec bez mąki pszennej czy jajek. A jaka jest różnorodność samych mąk i mlek. Roślinne mleko nie jest tak smaczne jak krowie, ale czego nie robi się dla zdrowia. Gdy piłam kawę z mlekiem ryżowym po raz pierwszy, to męczyłam każdy łyk, teraz po kilkunastu filiżankach zaczynam się przyzwyczajać. Ciekawe które mleko zasmakuje mi najbardziej. Obstawiam że kokosowe, ale wyjdzie w praniu. Muszę uzupełnić braki w temacie dietetyki, zawartości poszczególnych składników odżywczych. Na razie jestem jeszcze bardzo słaba w tej tematyce, ale wkrótce to nadrobię.



Składniki dzisiejszego śniadania:

garść płatków kukurydzianych
ziarna słonecznika
kilka pokrojonych orzechów nerkowca
kilka pokrojonych suszonych śliwek
odrobina mleka ryżowego

Dałam tylko trochę mleka, bo oswajam się z jego smakiem i nie mogę powiedzieć, że jestem jego fanką. Z uwagi na niewielką ilość mleka, jego smak był niewyczuwalny. Byłam mile zaskoczona idealną harmonią smaków nerkowców, słonecznika, śliwek i płatków. Bardzo smaczne i co ważne pożywne śniadanie. Słoneczniki uzupełniły mi wapń, którego brak w mleku pochodzenia roślinnego.