.

.

poniedziałek, 28 marca 2011

Charlaine Harris, Definitywnie martwy

Trudno wyłowić coś oryginalnego i naprawdę dobrze napisanego w zalewie literatury o wampirach. Seria o Sookie Stackhouse do takich także nie należy. Aktualnie czytam szósty tom. Na początku nawet mi się podobała, bo trzeba przyznać, że akcja wciąga i jak już się czyta, to jest się ciekawym co dalej. Jednak było tak tylko do drugiego czy trzeciego tomu, potem było coraz gorzej.  Już wielokrotnie chciałam to rzucić i wziąć się za ciekawszą lekturę. Tytuły tomów absolutnie nie grzeszą kreatywnością, oto one:
1. Martwy aż do zmroku
2. U martwych w Dallas
3. Klub martwych
4. Martwy dla świata
5. Martwy jak zimny trup
6. Definitywnie martwy.
Szczerze? To czytając pierwszy tom miałam wrażenie, że napisała to młoda dziewczyna, być może nastolatka, gdyż jest napisana bardzo prosto niestety, co akurat tutaj plusem nie jest. Byłam w ciężkim szoku, gdy na stronie autorki sprawdziłam ile ma lat ! Pomysł na akcję może i jest ciekawy. Przyznam, że fabuła poprowadzona jest w taki sposób, że jak już zasiądziesz, to w miarę czytasz. W miarę, gdyż rewelacji niestety nie ma. Czyta się dlatego, aby dowiedzieć się co dalej się wydarzy, ale przyjemnym czytaniem to to nie jest. Mnóstwo literówek irytuje i naprawdę obniża jakość książki. Zawaliła korekta tekstu. Ilość tych błędów nie świadczy dobrze o wydaniu. Jeśli jest to seria, to w jakim celu narratorka wciąż się powtarza? Wraca do tego, co  było opisane we wcześniejszych tomach. Powtarza się nagminnie i w sposób zbędny. Autorka zakłada, że czytelnicy mają bardzo krótką pamięć? Trochę ufności dla czytelnika. Trzeba przyznać, że do oryginalnych pomysłów należy ujawnienie wampirów oraz wynalezienie syntetycznej krwi przez Japończyków. Żenujące było zirytowanie Sookie, gdy przyjaciele ujrzeli jej szyję po pierwszej nocy z wampirem, która była wprost oburzona, że ktoś zerwał z niej chustę i parzy potępiająco i ze współczuciem na ślady ugryzień na jej szyi. Poniżej wszelkiego poziomu była scena, gdy Bill zamawiał syntetyczną krew w barze. Pił grupę zero, a Sookie zachwycała się w myślach jakie to słodkie, bo pije krew tej samej grupy co jej... Uważam, że zamiast skupiać się na za dużej różnorodności istot nadnaturalnych warto byłoby rozwinąć wątek z ujawnieniem wampirów. Po lekturze serii można mieć wrażenie, że świat jest pełen wampirów, zmiennokształtnych, menad, czarownic... Co za dużo, to nie zdrowo.




Zdjęcie pobrane ze strony wydawnictwa MAG.

wtorek, 22 marca 2011

Aleksandra Tyl, Aleja Bzów


Recenzja jest pisana na świeżo, gdyż właśnie dzisiaj skończyłam lekturę. Ta książka rzuca się w oczy od razu, przede wszystkim z racji okładki, która mnie zachwyciła. Zdjęcie kojarzy się z wakacjami, odpoczynkiem na łonie natury, relaksem. Zdecydowanie zachęca do zajrzenia do wnętrza. Treść, na szczęście, nie przynosi rozczarowania. Wręcz przeciwnie. Gdy skończyłam czytać, było mi żal, że to już koniec. Akcja rozwija się ciekawie, czego dowodem niech będzie, że nawet jadąc do i wracając z pracy siedziałam ze wzrokiem wbitym w Aleję Bzów. Podobał mi się pałac jako centrum życia rodzinnego Izabeli. Postaci są różnorodne i barwnie przedstawione. Na plan pierwszy wysuwa się pani Nowakowa, która jest niezwykle ciepłą, troskliwą babcią. Taką babcię każdy chciałby mieć. Czytałam już na jakimś blogu, że, nietypowe dla ogółu literatury, jest dotknięcie tematyki religijnej. Izabela zamawia mszę za dziadka, chodzi do kościoła, w święta nie tylko zajada się pysznościami i spotyka z rodziną, ale o północy idzie na pasterkę. Monika przygotowuje chrzest córki. I tu ukłon w stronę Pani Aleksandry Tyl. Podziwiam za odwagę ( bo dzisiaj wypowiadanie się na ten temat popularne nie jest), za to że wspomina także o sferze religijnej bohaterów i się z tym nie kryje. Uważam, że dzięki temu książka jest bardziej prawdziwa. Książkę czyta się jednym tchem razem z bohaterami śledząc poszczególne wydarzenia. Główna bohaterka jest uczciwą osobą. Nie chce stanowisk po znajomości, tylko wybić się własną pracą albo wcale. To cecha warta pochwały w częstym i bezwzględnym dziś wyścigu szczurów. Pewien niedosyt pozostał po przeczytaniu zakończenia, bo nie wiadomo jak zakończą się wydarzenia przewijające się przez całą książkę, ale tu mam cichą nadzieję na kontynuację losów Izabeli.  Aleja Bzów jest typowo kobiecą literaturą, ale absolutnie nie jest tylko lekkim czytadłem dla zabicia czasu. Zresztą warto samemu to sprawdzić.

Po lekturze Alei Bzów nabrałam apetytu na sięgnięcie po Miłość wyczytaną z nut.

piątek, 18 marca 2011

Z książką zawsze Ci do twarzy

Każda akcja propagowania czytelnictwa jest godna uwagi. Dzisiaj zauważyłam akcję Empiku" Tu czy tam, z książką zawsze Ci do twarzy!"
http://www.empik.com/tu-czy-tam-z-ksiazka-zawsze-ci-do-twarzy-aktualnosci-empikultura,75880,a
Popieram w 100% ich chęć przyczynienia się "do stworzenia swoistego pozytywnego snobizmu na czytanie książek". Chciałabym, aby czytelnictwo stało się bardziej popularne i powszechne, bo skorzystają na tym wszyscy. Wydaje mi się, że w ostatnich latach coraz więcej zaczytanych osób można zauważyć np. w autobusach. To pozytywne zjawisko, bo daje nadzieję na wzrost czytelnictwa.
Empik ma interesujący pomysł na połączenie pasji fotografowania i czytania. Akcja zainspirowała mnie do zastanowienia nad pomysłem na ciekawe i nietuzinkowe zdjęcie z książką. Polecam :)

środa, 16 marca 2011

Katarzyna Michalak, Rok w Poziomce

 
Poziomka zaczyna się słowami:

    "Miałam kiedyś marzenie. Wielkie marzenie. Mały biały dom, otoczony wiekowymi sosnami, po którego ścianach pnie się dzikie wino. To marzenie było ze mną, gdy gnieździłam się w jednym pokoju z przyrodnim rodzeństwem. Gdy moim światem stał się głośny, przepełniony akademik. Było ze mną, gdy dzieliłam życie z kimś, z kim nie powinnam. I wreszcie w maleńkiej, kwaterunkowej kawalerce, gdzie umierałam powoli jak dziki ptak w ciasnej klatce.
    Po latach zwątpienia obraz domku z marzeń zaczął blaknąć. Zapomniałam, jak szumią sosny i śpiewają ptaki. Zapomniałam, jak słońce przygląda się w szybkach, a wiatr rozwiewa płatki kwiatów.
    Ale mały biały dom nie zapomniał o mnie..."

 Rok w poziomce to moja pierwsza lektura tej autorki. Z czystym sumieniem polecam do przeczytania. Teraz już wiem na pewno, że wkrótce przyjdzie czas na Poczekajkę i inne tytuły Katarzyny Michalak. Podoba mi się, że książka jest o marzeniu. Doprecyzowując to o marzeniu o posiadaniu domu. Poszukiwanie i potem zagospodarowywanie własnego miejsca na ziemi pełni rolę dominującą. Bardzo udany pomysł z utworzeniem wydawnictwa, które wprawdzie podejrzanie łatwo wyprodukowało bestseller, jednak z drugiej strony to dowód na to, że marzenia się spełniają. Lubię książki z happy endami, gdyż wnoszą do naszego życia, czasem szarej codzienności, pozytywne wibracje i sprawiają, że uśmiechamy się nawet, gdy mamy gorszy dzień. Jestem zdeklarowaną i zdecydowaną przeciwniczką smutnych, tragicznych czy dołujących zakończeń. Z racji tego zawsze będę chwalić dzieła ze szczęśliwymi napisami końcowymi. Wracając do tematyki Roku w poziomce, uważam, że warto byłoby rozwinąć pod kątem psychologicznym wątek ciąży Ewy. Uważam za nienaturalne sytuacje, gdy mężczyzna, jak Witold, tak łatwo przyjmuje do wiadomości i akceptuje zaistniałą sytuację. Plus za okładkę, urocze ciepłe zdjęcie i czcionkę tytułu, ale tutaj ukłon należy się projektantowi okładki. Strzał w dziesiątkę, gdyż niestety często wygląd książki zniechęca albo nie pasuje do zawartości. Nie oszukujmy się, ale nie znając danego autora, będąc w księgarni patrzymy na okładki. Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Dobra książka powinna mieć i ciekawą treść i wartą zatrzymania wzroku okładkę. Moim zdaniem sporo do powiedzenia w tym względzie powinien mieć autor, a nie jedynie redaktor.

Jane Austen, Emma

P
odoba mi się twórczość Jane Austen. Zainteresowało mnie Opactwo Northanger. Zachwycałam się pięcioczęściowym filmem Duma i uprzedzenie, gdzie grali Jennifer Ehle i Colin Firth. O ile Dumę wprost połknęłam, to przyznam, że czytanie Emmy szło mi opornie. Zmuszałam się, by doczytać utwór do końca. Momentami tytułowa bohaterka tak mnie irytowała, że musiałam, choć na chwilę, odkładać książkę. Osobom nieznającym twórczości Austen odradzam lekturę Emmy jako pierwszą, by niepotrzebnie nie zniechęciły się do wartej poznania autorki.
    Co mi się nie podobało:
- mniemanie głównej bohaterki o własnej wyższości nad innymi ludźmi z powodu urodzenia i statusu społecznego,
- ocenianie i przekreślanie innych na podstawie powyższych; dla przykładu Emma odradzała przyjaciółce małżeństwo z młodym farmerem tylko na podstawie tego, że... jest farmerem,
- niepotrzebne dłużyzny; grubość książki nie przekłada się na treść i natężenie akcji,
- kreacja Emmy; przyznam, że ciężko czyta się książkę, kiedy irytuje osoba głównego bohatera, a mnie Emma denerwowała jako mało który bohater literacki; niestety w książce pełno jest monologów wewnętrznych tej panny, co naprawdę ciężko przebrnąć.
Przyznam, że plusem jest fakt iż czytelnik na początku nie wie, jak skończą się perypetie małżeńskie bohaterów. Austen zaskoczyła mnie także zakończeniem wątku z fortepianem.
Ogólnie książka średnia. W skali od 1do 5 oceniam na 3. Nie zachęcam ani też nie odradzam.

niedziela, 13 marca 2011

Książki

Całym sercem jestem za słowami Umberto Eco "Kto czyta książki, ten żyje podwójnie". Czytanie jest rozrywką, relaksem, lekarstwem, po prostu przyjemnością. Dzięki książkom życie jest piękniejsze i pełniejsze.