Trudno wyłowić coś oryginalnego i naprawdę dobrze napisanego w zalewie literatury o wampirach. Seria o Sookie Stackhouse do takich także nie należy. Aktualnie czytam szósty tom. Na początku nawet mi się podobała, bo trzeba przyznać, że akcja wciąga i jak już się czyta, to jest się ciekawym co dalej. Jednak było tak tylko do drugiego czy trzeciego tomu, potem było coraz gorzej. Już wielokrotnie chciałam to rzucić i wziąć się za ciekawszą lekturę. Tytuły tomów absolutnie nie grzeszą kreatywnością, oto one:
1. Martwy aż do zmroku
2. U martwych w Dallas
3. Klub martwych
4. Martwy dla świata
5. Martwy jak zimny trup
6. Definitywnie martwy.
Szczerze? To czytając pierwszy tom miałam wrażenie, że napisała to młoda dziewczyna, być może nastolatka, gdyż jest napisana bardzo prosto niestety, co akurat tutaj plusem nie jest. Byłam w ciężkim szoku, gdy na stronie autorki sprawdziłam ile ma lat ! Pomysł na akcję może i jest ciekawy. Przyznam, że fabuła poprowadzona jest w taki sposób, że jak już zasiądziesz, to w miarę czytasz. W miarę, gdyż rewelacji niestety nie ma. Czyta się dlatego, aby dowiedzieć się co dalej się wydarzy, ale przyjemnym czytaniem to to nie jest. Mnóstwo literówek irytuje i naprawdę obniża jakość książki. Zawaliła korekta tekstu. Ilość tych błędów nie świadczy dobrze o wydaniu. Jeśli jest to seria, to w jakim celu narratorka wciąż się powtarza? Wraca do tego, co było opisane we wcześniejszych tomach. Powtarza się nagminnie i w sposób zbędny. Autorka zakłada, że czytelnicy mają bardzo krótką pamięć? Trochę ufności dla czytelnika. Trzeba przyznać, że do oryginalnych pomysłów należy ujawnienie wampirów oraz wynalezienie syntetycznej krwi przez Japończyków. Żenujące było zirytowanie Sookie, gdy przyjaciele ujrzeli jej szyję po pierwszej nocy z wampirem, która była wprost oburzona, że ktoś zerwał z niej chustę i parzy potępiająco i ze współczuciem na ślady ugryzień na jej szyi. Poniżej wszelkiego poziomu była scena, gdy Bill zamawiał syntetyczną krew w barze. Pił grupę zero, a Sookie zachwycała się w myślach jakie to słodkie, bo pije krew tej samej grupy co jej... Uważam, że zamiast skupiać się na za dużej różnorodności istot nadnaturalnych warto byłoby rozwinąć wątek z ujawnieniem wampirów. Po lekturze serii można mieć wrażenie, że świat jest pełen wampirów, zmiennokształtnych, menad, czarownic... Co za dużo, to nie zdrowo.
Zdjęcie pobrane ze strony wydawnictwa MAG.
Ale przyznasz, że fantazje ma niezłą odmieniając w wymienionych przez ciebie tytułach słowo - martwy, jak listę przeczytałam, to... zmartwiałam. W ogóle nie czytam książek o wampirach, a jeszcze rozbuchanych cyklów... Może błąd, ale nie czuję się nieszczęśliwa. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPomysł bloga fioletem rewelacyjny :-)
OdpowiedzUsuńA dziękuję :) Fiolet od zawsze jest bliskim mi kolorem, więc i blog musiał być taki.
OdpowiedzUsuńDawno temu czytałam Ann Rice "Wywiad z wampirem" oraz Stephena Kinga "Miasteczko Salem". Od tamtej pory długi czas trwała posucha, aż do momentu, gdy za namową przyjaciółki miałam bliższy kontakt ze "Zmierzchem" Stephenie Meter. I po kilku miesiącach seria Charlaine Harris. I masz rację monotema spokojnie da się żyć bez książek o wampirach. Niczego nie tracisz.
Wpadnij w wolnej chwili na ogłoszenie wyników konkursu u mnie na blogu ;) Chyba czeka na Ciebie niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńZaczełam Martwego aż do Zmroku, ale nie mogłam dokończyć. Zatrzymałam się i dalej nie przeczytałam. Tak więc będę musiała wrócić do tych książek;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że autorka jest pomysłowa, bo mimo iż m.in. główna bohaterka mnie denerwowała, zdecydowanie za dużo nadnaturalnych się rozpanoszyło itd., to dociągnęłam do 6 tomu, ale to raczej z braku laku. W sumie momentami sama się sobie dziwię czemu wytrwałam tak długo, ale Rudzielec masz rację warto samemu wyrobić sobie zdanie.
OdpowiedzUsuń