Nie wszyscy żyją mundialem, ale moja druga połowa owszem. Osobiście meczami się nie interesuję. Zdjęcie powstało podczas jednego z wczorajszych meczy, gdy mąż kibicował, a ja czytałam :)
Moją lekturą była najnowsza książka Olgi Rudnickiej Fartowny pech. To wydawnicza świeżynka, bo jest w sprzedaży od czerwca. O tytule dowiedziałam się przypadkiem i zażyczyłam sobie książkę na imieniny. Przeczytałam ją w zawrotnym tempie i uważam, że głównym minusem książki jest grubość, jak dla mnie powinna mieć dwa razy większą objętość. Poza tym Olga Rudnicka jak zwykle zafundowała mi dobrą rozrywkę. Połączenie kryminału z wątkami humorystycznymi jest znakiem rozpoznawczym pisarki i jest w tym naprawdę dobra. Tym razem bohaterami zostali Gianni czyli Klemens Dziany, jego brat Kryś /Kris czyli Krystian Dziany oraz Joker czyli Filip Nadziany. Gangster, detektyw ( były policjant) i policjant, porachunki mafijne i spora dawka humoru. Fanów Olgi nie muszę zachęcać. Innym powiem tyle, że kto lubi polskie kryminały, będzie zadowolony.
Sezon na robienie przetworów uważam za rozpoczęty. Zrobiłam kilka słoiczków dżemu rabarbarowo-truskawkowego. Planowałam zrobić go z żelfiksem, ale zmieniłam zdanie. Rabarbaru dałam dwa razy więcej. Smażenie dżemu rozłożyłam na dwa dni, bo za późno wzięłam się za pichcenie, a szkoda było mi zarwać nocki, gdyż rano do pracy. Cukru nie dałam dużo, do smaku, tak żeby dżem był kwaśny, ale smaczny. Po zapakowaniu gorącej masy w wyparzone słoiki, pasteryzowałam je w piekarniku 20 minut w prawie 100 stopniach Celsjusza. Wyszedł ciekawy, testowałam go na tostach francuskich i uważam go za udany. Podoba mi się jego ciekawy kolor i nitki rabarbaru pomiędzy kropkami z truskawek. Słoiki wyglądają fajnie.
Ostatnio piekłam proste rzeczy typu ciasteczka owsiane, dlatego chodziło już za mną poważniejsze pieczenie. Poszukiwałam przepisu zgodnego z moją dietą. Znalazłam sporo receptur do przetestowania. Na pierwszy ogień poszło ciasto czekoladowe z mąki gryczanej. Przepis prosty w wykonaniu, ale naprawdę ciekawy. Obawiałam się go trochę, bo ciasto robi się z namoczonych w mleku ( dałam sojowe) daktyli, zmiksowanych potem na pastę i wymieszanych z konfiturą śliwkową, do tego mąka gryczaną, ziemniaczana i orzechowa z kakao i sodą ( użyłam także mąki kukurydzianej i ryżowej, bo gryczana mi się skończyła). Zapach przy mieszaniu składników cudownie pyszny. Ciasto bez jajek, bez tłuszczu i grama mąki pszennej oraz bez cukru ( tak jest w przepisie, ja się złamałam i dałam dwie łyżeczki). Przyznam, że miałam małego stresa zanim nie przekroiłam i nie spróbowałam. Pierwszy kęs był z mlekiem, mniam. Smak całkiem inny niż ciasto z mąki pszennej, ale mi odpowiada. Zdrowe i smaczne ciacho. Ja z dodatkowych 900 ml mleka z przepisu użyłam tylko jedną szklankę. Z racji małej uroczystości rodzinnej ciasto przeszło małą transformację, przekroiłam je w poprzek, jedną połowę przełożyłam niecienką warstwą nutelli, a drugą moim dżemem z czarnej porzeczki. Wierzch polałam rozpuszczoną na parze mleczną i gorzką czekoladą z odrobiną masła, dałam go za mało, bo polewa wyszła mi za twarda :( Przez to było ciężko kroić ciasto, ale na smak nie miało to negatywnego wpływu. Ciacho genialne, zdecydowanie polecam. Rodzina zadowolona smakiem, ja też.
Nie lubię promować konkretnych produktów, ale uważam, że z dostępnych na rynku maseł czekoladowych najsmaczniejsza jest nutella. Użyłam jej wcześniej do pewnego deseru na zimno. Na dno pucharka dałam pokruszone i wymieszane z nutellą biszkopciki. Na to poszły truskawki zalane galaretką zmiksowaną ze śmietaną. Pycha.
Podczas delektowania się deserem czytałam Zaklętą Michaliny Olszańskiej. O ile podczas lektury Dziecka gwiazd Atlantydy byłam zachwycona mimo że nie przepadam za fantastyką, to Zaklęta mnie trochę zawiodła. Mniej więcej do połowy mi się podobało, potem było już gorzej. Główna bohaterka Roszpunka to dziecko wychowywane przez starszą kobietę żyjącą w głębi lasu, do której ludzie przychodzili po pomoc i zioła.. Roszpunka nie wie że oprócz niej i Baby istnieją jakieś ludzkie istoty. Jest wychowywana w głuszy, żyje w starej wieży przy chacie starszej kobiety. Wszystko zaczęło się komplikować, gdy przypadkiem poznaje młodego mężczyznę. Średnia książka, choć pierwsza połowa bardzo dobra, wyjątkowo uchwycony kontakt Roszpunki z przyrodą. Tutaj muszę zganić wydawnictwo za okładkę, która jest tragiczna i nijak ma się do treści książki. Gdybym nie znała autorki, w życiu nie sięgnęłabym po ten tytuł. Okładka zniechęca.
Na koniec mała niespodzianka, którą sprawił mi mój nowy, mały hibiskus, który dostałam od chrzestnej.
Słodkich przetworów nie robię, bo jem je tylko ja i to z doskoku ;) No jedynie może nutellę śliwkową zrobię, o ile będą śliwki ;) Ale za to czekam na lipiec - sierpień i wtedy rozpocznę zabawę z ogórkami w każdej postaci. Mam kilka sprawdzonych przepisów na sałatki, które w tym roku zrobię z podwójnej porcji.
OdpowiedzUsuńNa Rudnicką czekam, bo udało mi się wygrać egzemplarz w konkursie u Cyrysi - lubię jej pióro więc z niekłamaną chęcią sięgnę po lekturę.
Oboje z mężem lubimy dżemy, więc robię :) A poza tym lubię :) oczywiście w małych ilościach, bo przy dużych ilościach brakłoby mi cierpliwości i siły. Nutella śliwkowa jest przepyszna. Czekam na śliwki.
UsuńOgórki tez są świetne, kocham z kurkumą
Przetwory, ciasto, deser...będę musiała coś zjeść zaraz ;) A przepis na deser wypróbuję. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSmacznego :)
UsuńUwielbiam Rudnicką, muszę to koniecznie przeczytać. Same pyszności! Aż ślinka cieknie. A hibiskus śliczny *.*
OdpowiedzUsuńRudnicka jest świetna, mam wszystkie jej książki, a "NAtalie" czytałam już dwukrotnie
UsuńŚwietne to pierwsze zdjęcie ;-)) Póki co zrobiłam zagęszczone soki truskawkowe ;-)) Placuszek i deser bardzo apetyczne ;-))
OdpowiedzUsuńTeż mi się podoba ta fotka :) Zagęszczonych soków truskawkowych jeszcze nie robiłam, ale domowe sa pyszne, moja teściowa robi smaczne soki truskawkowe
UsuńZagęszczony w sensie naturalny taki jak z sokowirówki "wypłynie" nie posiadam sokownika ;-))
UsuńJa nie mam na razie ani sokowirówki ani sokownika... :(
UsuńBierzmy przykład z Twojego hibiskusa, taki mały, niepozorny, a tu proszę, jaką energią nas zaskoczył :-)
OdpowiedzUsuńFakt mimo gabarytów zakwitł efektownie i wyjątkowo długo, jak na hibiskus, miał kwitł
UsuńTych pań piszących jeszcze nie znam, ale może.....
OdpowiedzUsuńHibiskus/ chińska róża/ cudnie zakwitł. To przyjemna niespodzianka.
Ciacho świetne. Musze wypróbować.
W dżemach też zaczynam odchodzić od żeli, mają inny smak, ale może zdrowsze o ile dżem jest zdrowy.
Dzisiaj chce wypróbować placek z agrestem, bo jeszcze nigdy nie robiłam takowego.
Rudnicką warto poznać, a Olszańska pokazała mistrzostwo piszą 'Dziecko gwiazd Atlantydę"
UsuńZ agrestem ciasta jeszcze nie piekłam, mam w planach eksperymenty z tym owocem
Ale pychotki Aneto, ach zamarzyl mi sie ten dzemik. U mnie tez druga polowa oglada mundial, a ja sie nudze. Pozdrawiam serdeczenie Beata
OdpowiedzUsuńW takim razie przybijam piąteczkę :) Teraz też w tle mecz... Pozdrawiam i cierpliwości życzę
Usuńpiękny hibiskus... cudowne kolory...
OdpowiedzUsuńa dżemik wygląda bardzo smakowicie..
ja jak na razie mam "tylko" 45 słoików kompotu z czereśni ;p
pozdrawiam EvCiA
Kompociki to super sprawa, bardzo lubię :) a czereśniowe są wyjątkowo pyszne
UsuńNie oglądam mundialu i pewnie gdybym miała z kim, spędziłabym go tak jak Ty, czyli podczytując przed telewizorem. Nie czytałam jeszcze niczego Olgi Rudnickiej, a jednocześnie nie czytałam jeszcze negatywnej oceny jej twórczości, dlatego muszę koniecznie nadrobić. Może jeszcze w te wakacje. Hibiskus piękny!
OdpowiedzUsuńRudnicką warto poznać, nie pożałujesz. Hibiskus wkrótce powinien zakwitnąć ponownie :)
Usuń