Ostatnio, właściwie to od dłuższego czasu tak się składa, że z racji intensywnego tygodnia pracy, nie mam za bardzo jak gotować na tygodniu. Gdy nadejdzie spokojny weekend nachodzi mnie ochota na zjedzenie czegoś dobrego i pokombinowanie co by tu smacznego zjeść. Lubię celebrować sobotnie i niedzielne śniadania, więc co jakiś czas coś nowego wchodzi do weekendowego menu. Dzisiaj po raz pierwszy jadłam tzw. musli dr. Birchera. Przepis znalazłam przypadkiem podczas przeglądania moich wypieków i od razu mnie zaciekawił z racji niecodziennego wykorzystania płatków owsianych. Wersji przepisu można znaleźć sporo. Podaję wersję, którą ja zrobiłam, ze składników jakie miałam. Receptura ma ponad sto lat. Stworzył ją szwajcar Bircher. Tajemnicą jest, że płatki są surowe, nie gotujemy ich, tylko moczymy przez kilka godzin.
MUSLI BIRCHERA
płatki owsiane ( dodałam też trochę jęczmiennych)
jogurt grecki
sok jabłkowy
mleko ( użyłam sojowego)
banan
granat
suszone śliwki
jabłko
Płatki wsypać do miski, zalać sokiem i mlekiem. Zalać taką ilością, by nie pływały w płynie, ale by mogły napęcznieć. Przykrywamy miskę i odstawiamy na noc do lodówki. Rano dodajemy jogurt, w przepisie niektórzy podają odrobinę miodu, syropu z agawy lub cukru. Ja nie dodawałam żadnej z tych rzeczy, bo dla mnie jest w sam raz smakowo. Jabłko ze skórką ścieramy na tarce, kroimy banana, suszone śliwki i wydłubujemy kuleczki z granatu. Mieszamy i jemy. Pyszota jak dla mnie :) Wchodzi do stałego śniadaniowego naszego menu. Najfajniejsze jest to, że przepis jest uniwersalny. Takie płatki będą świetnie komponowały się z różnymi owocami. Już się nie mogę doczekać wersji z truskawkami i jagodami.
Jadłam musli na śniadanie, ale równie fajnie byłoby nie mieszać wszystkiego razem, tylko poukładać warstwowo w pucharku i podać jako deser. Smacznie i zdrowo. Same plusy :)
Po takim śniadaniu trzeba zjeść dobry obiad. Były gotowane ziemniaki, łopatka ( wcześniej obtoczona w mące i zrumieniona z obu stron, a potem duszona pod przykryciem z kilkoma ząbkami czosnku, majerankiem, kurkumą, papryką, pieprzem czarnym, ziołowym, solą i liściem laurowym), do tego sałatka z kilku rodzajów sałat z suszonymi pomidorami, słonecznikiem, rzeżuchą, odrobiną octu jabłkowego i oliwą z olejem, którymi były zalane pomidory.
Zimą takie świeże warzywa kuszą smakiem. Pomidory o tej porze roku są niesmaczne, ale sałata jest dobra, a z tymi dodatkami jest świetna.
Misa to nowy-stary nabytek. Nowy, bo mam ją od niedawna. Stary, bo misa ma ponad 30 lat i rodzice dostali ją na ślub. Mama dała mi jedną dużą i dwie mniejsze, taki sam zestaw dostała siostra i identyczny zostawiła sobie mama.
Na kiełki miałam chęć od pewnego czasu. Podobno są bardzo zdrowe, no i mam cos świeżego w środku stycznia. Rzeżucha dobrze komponuje się z sałatą, pasuje też do kanapek. A to moja super nowoczesna kiełkownica. Mimo braku słońca, roślinki wyrosły.
mmmmm, to muesli na śniadanko wygląda bosko, podkradam przepis :) mmmm,ale mi slinka pociekła
OdpowiedzUsuńmusli jadłam już kilka razy :)
Usuńłał! też zastanawiałam się nad tym musli. Muszę się w końcu skusić... a obiad- bomba!
OdpowiedzUsuńAale pyszności... ta sałata to aż mi oczko puszcza z tego Twojego zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuń