Niewiele mnie widać i słychać ostatnio na blogach, w tym na własnym. Zbyt wiele pracy, zbyt wiele zmęczenia, za mało czasu, ale mimo tego ksiażek przeczytałam niemało. Po prostu nie udało mi się ich zrecenzować. Teraz nadrabiam zaległości. Wyjątkowo w jednym poście pojawią się recenzje aż sześciu (!!!) książek :) Kolejność recenzji będzie zgodna z chronologią czytania.
Pierwszym tytułem jest bardzo udana powieść Ewy Stec Polowanie na Perpetuę. To po Klubie matek swatek moja druga lektura z dorobku pani Stec. Pierwszą wspominam bardzo pozytywnie, druga okazała się tak samo dobra, zabawna i sympatyczna. Autorka potrafi niezmiennie poprawiać humor wykreowaną przez siebie akcją i stworzonymi bohaterami. Polowanie na Perpetuę to niebywale zabawna komedia omyłek. Przez głupi zbieg okoliczności żona myślała, że mąż ją zdradza, a brak rozmów tylko rozdmuchał tę sytuację do granic niemożliwości, ale na koniec prawda na szczęście wyszła na jaw. Świetnie i szybko się czyta, dobrze wspominam.
Kolejną lekturą był Puszczyk Jana Grzegorczyka. Początkowo zaintrygowała mnie okładka, świetna czcionka i ciekawe zamglone zdjęcie, które przyciąga wzrok. Dlatego kupiłam tę książkę. To świetny kryminał. Naprawdę dobrze napisany, intryga wciąga. Oryginalny jest też bohater, który przeprowadza się na wieś. W większości książek to kobieta wyjeżdża na wieś, a tu niespodzianka, bo czyni to mężczyzna. Podobał mi się wątek religijny. Główny bohater czyli Stanisław Madej co niedziela czyta w kościele fragmenty Pisma Świętego i co niedzielę chodzi do kościoła, o czym nieraz wspomina. Doceniam ten brak skrępowania w pisaniu o własnej religiności, tym bardziej, że dzisiaj ten temat nie jest modny, a wręcz przeciwnie. Planuję poznać inne książki pana Grzegorczyka, gdyż literatura w jego wydaniu jest dobrze napisana i przyjemnie się ją czyta.
Królową słodyczy Sarah Addison Allen wypatrzyłam na przecenie w pewnej księgarni. To akurat nie był zbyt celny wybór. Spodziewałam się czegoś bardziej ciekawego. Główna bohaterka Josey, zakompleksiona, bogata dziedziczka, nie potrafiła wzbudzić mojej sympatii. Najbardziej słabym i irytująco nierealnym pomysłem był fakt, że w jej szafie zamieszkała znajoma, bez zgody Josey nadmieniam, a główna bohaterka nie potrafiła sie jej pozbyć... Bez komentarza. Dla odmiany spodobał mi się motyw z pojawiającymi się znikąd książkami, które tematycznie zawsze odpowiadają sytuacji życiowej Chloe i starają się swymi tytułami i treścią do czegoś ją skłonić, przekonać. Poza tym nie lubię jednak amerykańskich książek, tym bardziej że w tym wydaniu rzeczywiście było widać minusy amerykańskich wydań...
Na kolejną książkę Olgi Rudnickiej czekałam rok, licząc od wydania fenomenalnych Natalii 5. Ta młodziutka autorka swoim talentem pisarskim podbiła moje czytelnicze serce. Cichy wielbiciel potwierdził moje zdanie o umiejętnościach Rudnickiej. Tym razem tematyka jest zdecydowanie nowatorska, gdyż traktuje o zjawisku nękania. Pisarka niezwykle sprawnie ukazała kolejne etapy prześladowania ofiary i jej coraz gorszy stan psychiczny. Mechanizmy stalkingu zostały perfekcyjnie opisane. Brawurowa, świetnie poprowadzona akcja. Pisałam już o tym przy recenzji Natalii 5, teraz powtórzę raz jeszcze, Olga Rudnicka jest bardzo zdolną młodą pisarką i ciągle się rozwija, co nie każdy autor potrafi. Już nie mogę się doczekać kolejnego dzieła tej wyjątkowo utalentowanej osoby. Z utęsknieniem czekam na kontynuację Natalii 5. Kto jeszcze nie poznał Olgi, proponuję wybranie się do księgarni lub biblioteki.
Zakup Tysiąca dni w Wenecji Marleny de Blasi planowałam od dawna. Wiązałam z tą książką wielkie nadzieje, miałam chyba zbyt duże oczekiwania, które rozwiewały się wraz z rosnącą liczbą przeczytanych stron. Zbyt wiele pozytywnych recenzji się naczytałam, a gdy ma się wygórowane oczekiwania, to ciężko je spełnić. Jednak uważam, że nawet jakbym nie słyszała wcześniej nic o tym tytule, to i tak by mnie zawiódł. Po pierwsze w ogóle nie odpowiada mi wątek miłosny. Lubię książki wyidealizowane, ale nie w ten sposób jak ta. Nie wierzę w takie rzeczy, że dojrzała kobieta zakochuje się w mężczyźnie, spędza z nim bodajże kilka dni w Wenecji, potem on przyjeżdża do niej do Stanów Zjednoczonych na parę dni, po czym decydują się na ślub i wspólne życie w Wenecji. Marlena rzuca wszystko, sprzedaje restaurację, dom, opuszcza dotychczasowe życie i jedzie za Fernandem do Wenecji, po czym prawie na każdym kroku pozwala sobą mu rządzić. Ten związek jest specyficzny, bo niemłoda, niby dojrzała życiowo i psychicznie, kobieta, daje kreować swym życiem mężczyźnie i jeszcze tłumaczy go, bo przecież Fernando całe życie nie mógł podejmować własnych decyzji. Tego już nie rozumiem, prawie ani śladu tu wspólnych decyzji... Wenecja opisana piórem Marleny de Blasi też mnie nie zachwyciła. Warstwa kulinarna była już ciekawsza, ale nie zauroczyła mnie. Książka taka do jednorazowej lektury, bez fajerwerków.
Natomiast Herbaciarnia Madeline Darien Gee zauroczyła mnie. To pełna ciepła i mądra książka. Trzy główne bohaterki czyli Julia, Hannah i Madeline zostają przyjaciółkami. Urocze miasteczko Avalon staje się miejscem, które zaczyna dominować chleb przyjaźni amiszów. Ten przepis można dowolnie modyfikować i tworzyć z niego coraz nowsze receptury. A po upieczeniu 2 torebki zakwasu przekazuje się wraz z instrukcją innym osobom. Tak tworzy się łańcuch, który nie omija nikogo. Magia wspólnego pieczenia łączy ludzi, pokonuje troski, zapach pysznego ciasta poprawia nastrój i zbliża ludzi. Na koniec dzieje się rzecz fenomenalna, bo w potrzebie (gdy pobliskie miasto znacznie ucierpiało w powodzi) cały Avalon skrzykuje się i wspólnie piecze tysiące bochenków chleba, ciast, muffinek itd. oraz zbiera dary dla potrzebujących. Lubię książki pokazujące silną wiarę w dobro ludzi. Herbaciarnię Madeline polecam szczególnie na poprawę humoru. W książce jest oczywiście przepis na zakwas na chleb przyjaźni amiszów, instrukcje obchodzenia się z zakwasem, który m.in. należy codziennie zgniatać, a rozdzielonym dzielić się z innymi, a także kilka przepisów. Mam ochotę spróbować zrobić ten zakwas i poeksperymentować w kuchni. Nieraz zachciało mi się jeść i piec podczas tej lektury.
Miło,że wróciłaś :) Oby teraz już nie brakło czasu na pisanie i dzielenie się swoimi opiniami :)
OdpowiedzUsuńEwy Stec mam dwie książki na półce, obie jeszcze nie czytane, więc nie mam pojęcia, jak odbiorę twórczość tej autorki
"Puszczyk" czeka na swoją kolej, wiele dobrego słyszałam o tej książce, obym się nie zawiodła
Powieści Rudnickiej też lubię, niedługo planuję przeczytać "Zacisze 13" :)
Mam nadzieję, że nie zabraknie czasu, bo nadrabianie zaległości do łatwych nie należy :) "Puszczyk" bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Rudnicką mogę polecić każdemu, to jedna z moich ulubionych pisarek.
UsuńNie dalej jak wczoraj pomyślałam,że coś dawno Fioletowej Anety nie było... ;-) Cieszę się, że do nas wróciłaś z naręczem refleksji o przeczytanych książkach. Zapisałam się we "Włóczykijce" na książkę Rudnickiej, bo chcę poznać w końcu, tyle dobrego o niej mówią/piszą...
OdpowiedzUsuńJak podobają Ci się książki Ewy Stec (też przede mną) to zajrzyj do Sabinki- jest tam ciekawy wywiad,ABC z tą autorką.
Pozdrawiam jagodowo!
A nie było, nie było... Jestem ciekawa jaka będyie Twoja opinia nt. tej pisarki. Dzięki ya informację :)
UsuńTo ja chętnie przeczytałabym 5 z 6 książek przeczytanych przez Ciebie. "Królową słodyczy" mogłabym sobie darować.
OdpowiedzUsuńMoże teraz uda Ci się wpadać na bloga częściej?
U mnie rozdawajka... do jutra! Może się skusisz?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się uda :) Yaray do Ciebie zajrzę :)
Usuńosobiście największą ochotę mam na "Cichego wielbiciela", ale na szczęście będę mieć okazję, żeby przeczytać tę książkę [akcja "Włóczykijka" wymiata, tylko muszę poczekać na kolejkę ;p]
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
Czekam na Twoją opinię nt. tej książki :)
UsuńWitaj. Miło, że znowu jesteś;-)
OdpowiedzUsuń"Puszczyka" właśnie dzisiaj przyniosłam sobie z biblioteki. Lubię Grzegorczyka, więc jestem pewna, że i tym razem się nie zawiodę, a Twoja notka jeszcze mnie w tym utwierdziła.
Pozostałych wymienianych przez Ciebie książek nie znam, ale piszesz tak zachęcająco, że poszukam w najbliższym czasie czegoś Ewy Stec i Olgi Rudnickiej.
Pozdrawiam cieplutko.
A dziękuję :) W Grzegorczyka muszę się wczytać, bo odpowiada mi jego pisanie :)
UsuńPolecam na początek "Chaszcze", jeśli jeszcze nie znasz. No i oczywiście wszystkie trzy części "Księdza Grosera".
UsuńŚwietna lektura.
Pozdrawiam.
Znam tylko "Puszczyka", ale nadrobię to.
UsuńAleż zestaw hurtowy! :-) Trochę mnie zmartwiła Twoja opinia o "Tysiącu dni w Wenecji", bo też spodziewam się po tej lekturze raczej miłych doznań, a z Twojej opinii wynika, że to może nie najlepszy wybór i że trochę naiwnie i nieżyciowo. Chciałam jeszcze "Tamtego lata na Sycylii" przeczytać, ale już sama nie wiem, czy nie szkoda czasu. No nic, zobaczymy... Próbować trzeba. Pozdrowienia :-)
OdpowiedzUsuńNie miałam wyjścia, musiałam hurtowo, bo dość już miałam zaległości recenzyjnych. Ja też jestem niemile zaskoczona Marleną de Blasi, ale cóż bywa... Spodziewałam się o wiele bardziej interesującej, wciągającej i magicznej lektury...
UsuńKilka książek na raz. Bardzo fajny pomysł. Ja z podanych przez Ciebie czytałam tylko "Puszczyka" i miło ten kryminał wspominam:))
OdpowiedzUsuńteż tak mam, ze mi teraz chętniej czytać książki niż pisać i czytać blogi. Pewnie tak już jest w letni czas
OdpowiedzUsuńKurczę, ja Cię podziwiam, że jesteś w stanie znaleźć tyle czasu na czytanie... Ja męczę jedną książkę już od tygodnia... ;)
OdpowiedzUsuńBtw. wrzuciłam dzisiaj na bloga fotki z lubelskiego skansenu. Pominęłam tylko powtarzające się, mało wyraźne i te, na których Wy jesteście, bo uznałam, że raczej byście nie chcieli, bym je opublikowała... ;)
Pozdrowienia od Sol
Szczególnie cieszę się, że chwalisz "Puszczyka", bo sama nabyłam tę książkę nie tak dawno i muszę w końcu ją przeczytać. A potem "Chaszcze", bo to jakoś tak połączone chyba jest.
OdpowiedzUsuń