Dosłownie i w ostatniej prawie chwili. Podczas porannej kawy tata mnie zapytał czy nie chciałabym starych szklanych talerzyków. Okazało się, że rodzice już jakiś czas temu przywieźli je z działki na wsi, gdzie kiedyś mieszkała ciocia. Talerzyki swoje odstały, mamie nie przypadły do gustu, tym bardziej, że ma sporo tego typu rzeczy i przeznaczyła je do wyrzucenia podczas ostatnich porządków piwnicy. Tata je znalazł i pomyślał, że najpierw mi je pokaże i dopiero potem ewentualnie wyrzuci. Talerzyki mi się bardzo spodobały mimo warstwy kurzu i brudu. Mają ładny, unikatowy dzisiaj kształt. Oczywiście przygarnęłam te maluchy. Na pewno się przydadzą. Są idealne i jako talerzyk na ciasto i jako spodek pod szklankę bądź filiżankę.
W tle dalie z pasją hodowane przez moją mamę, która nazywa je georginiami, a babcia ( mama mamy), która też kochała te kwiaty, zwała je organami.
Talerzyki leżały zapomniane kilkadziesiąt lat, ciocia trzymała je nieużywane, zachowały się nawet oryginalne naklejki. Ciekawe ile mogą mieć lat. Cieszę się, że udało mi się dostać takie stare, ładne i polskie talerzyki.
Akcja dezynfekcja i czyszczenie w toku. Tradycyjnie pomógł sprawdzony, polski płyn do mycia naczyń w białej butli. Kupuję go od lat i jeszcze się nie zawiodłam. Nie kuszą mnie żadne reklamy, jestem wierna tej dobrej jakościowo i polskiej marce.
Czyste mogą już trafić do kuchennej szafki.