.

.

wtorek, 25 czerwca 2013

Poddaję się, nie doczytam... Wolę upiec coś smacznego

Ostatnio czytałam bardziej nowe niż starsze książki. Z tego powodu miałam pokusę sięgnięcia po coś z klasyki. Wybór padł na Krystynę córkę Lavransa Ingrid Undset. Za mną dwa tomy, trzeci ledwie rozpoczęty, ale już nie będzie skończony. Nic na siłę. Nie polubiłam głównej bohaterki, przez co męczyłam się czytając. Gubiłam się w tych wszystkich powtarzających się imionach. Jak dla mnie było zbyt nudno, zbyt wolno, bez polotu. Nic mnie w tej książce nie zachwyciło, nie ciągnęło do lektury. Książka wróci do biblioteki. Niedoczytana. Lubię klasykę i uważam, że warto ją czytać, ale nie każda z tego typu książek musi mi się podobać.


Czerwiec między innymi truskawkami słynie, a że miałam właśnie słuszną ilość tych owoców w lodówce w stanie mocno dojrzałym, postanowiłam je wykorzystać. Przewertowałam przepisy, wybrałam babkę z ostatniego numeru Sielskiego życia. Przepis z gatunku moich ulubionych czyli miksowanie wszystkiego bez wgłębiania się w szczegóły. Do tego jedne z moich ulubionych owoców pokrojone i wrzucone do środka.


Przetestowałam kupioną kilka dni temu tortownicę. Nie była droga, a wyprodukowana w Polsce, co dla mnie ważne, bo staram się wybierać polskie marki. Warto świadomie kupować i doceniać nasze krajowe wyroby. Ciasto upieczone w tortownicy zawsze wygląda wyjątkowo mimo najprostszego nawet przepisu.


Po kilkudziesięciu minutach kuchnię wypełnił aromat świeżo pieczonego, domowego ciasta. Ten zapach daje mi poczucie bezpieczeństwa, potęguje wrażenie przytulności w domu i po prostu daje dużo radości. I efekt jest smaczny. Bardzo smaczny. Zjadłam dwa niemałe kawałki.


Jakoś tak się złożyło, że do tej pory preferowałam te owoce w wersji świeżej. Jednak po zrobieniu pancakes z truskawkami z bloga love affair on the plate oraz dzisiejszego przepisu: ja chcę jeszcze :) Gdy tylko jagody będą trochę tańsze mam w planach dżem truskawkowo-jagodowy. Myślę, że to połączenie może być wyraziste i smaczne.

czwartek, 13 czerwca 2013

Truskawkowo i melisowo

Spróbowałam dzisiaj nalewki wykonanej kilka dni temu przez moich rodziców. Posmakowała mi bardzo. Nalewka oprócz dobrego smaku posiada też ważną właściwość - działa uspokajająco. Najważniejszym składnikiem jest melisa, oprócz tego dodaje się miętę, cynamon, sok z cytryny, wodę, cukier oraz spirytus. Recepturę przetestowałam dzisiaj, po zaopatrzeniu się w stertę świeżej melisy i mięty z działki. Baaardzo podoba mi się aromat, którym przesiąkły moje palce podczas odrywania listków melisy od łodygi. Przepis pochodzi z książki Elżbiety Adamskiej Nalewki ponad 100 przepisów. Książka pożyczona od taty, który lubi zaskakiwać perfekcyjnie smacznymi nalewkami własnej roboty.
 

 
Książka Singrid Verbert Smakowite prezenty zachwyciła mnie od pierwszej recenzji, jaką przeczytałam o niej na blogach. Gdy dostałam ją od bliskiej osoby, moje szczęście było przeogromne. Tytuł jest naprawdę wyjątkowo i zachwycająco wydany. Przepisy są inspirujące, a fotografie perfekcyjnie kuszą swym urokiem. Dopracowana w każdym szczególe, tak jak lubię i cenię. Testowałam już wcześniej przepis na cukier waniliowy ( z prawdziwą wanilią, a nie waniliną, która obok wanilii nawet nie leżała). Nie kupuję już cukru wanilinowego w sklepie, bo mam i używam pysznego waniliowego, własnego. Kilka dni temu przetestowałam jeden z przepisów z rozdziału Słodkie słoiki, mianowicie na owoce zalane alkoholem. Przepis potraktowałam jako inspirację, bo z owoców dałam jedynie truskawki, a zamiast grappą zalałam je po prostu wódką. Słoik otwiera się po trzech miesiącach, więc we wrześniu, gdy truskawki będą jedynie wspomnieniem, otworzę moje owoce i używając do deseru czy jako dodatek do jogurtu będę delektować się ich smakiem i widokiem.
 
 
 

czwartek, 6 czerwca 2013

Deszczowe, czerwcowe już poranki i dnie

Podczas ostatniego wypadu na działkę zerwałam woreczek płatków dzikiej róży. Pachniały delikatnie i subtelnie. Chciałabym mieć wodę perfumowaną o takim wyjątkowym aromacie. Płatki utarłam w moździerzu z cukrem ( cukru dałam taka samą ilość co zgniecionych płatków) i 1/4 kieliszka wódki. Otrzymaną konfiturę przełożyłam do wyparzonego słoika. Kolor baaardzo mi się podoba, a zapach jest naprawdę intensywny. Ilość jest mikroskopijna, ale mam w planie dorobić jeszcze, aby móc trochę posmakować :)


Słoik sfotografowałam na podkładce pod kubek/szklankę kupioną od cioci mojej przyjaciółki. Mam cały zestaw 12 sztuk po dwie z innego koloru. Podoba mi się jakość wykonania i użycie dwóch kolorów do jednej serwetki. Są świetne i lubię  używać ich do picia przeróżnych napojów. Mała rzecz, a cieszy.

Do tego roku nie używałam do pieczenia rabarbaru, ale udało mi się już upiec cztery ciasta z tym owocem w roli głównej. Najbardziej mi smakuje ciasto kruche z rabarbarem i budyniem. Wykonałam je z przepisu ze strony rogalik blog. Połączenie kwaskowatego rabarbaru z delikatnością budyniu i ciastem kruchym, jak dla mnie, jest perfekcyjne. Zmodyfikowałam przepis o tyle, że dodałam do budyniu cukru waniliowego własnej roboty zamiast zwykłego. Pyszności :)


W deszczowe dni, które ostatnio mamy bez przerwy prawie, do życia pobudza mnie kawa z dużą ilością mleka i brązowym cukrem, tak jak lubię. Do kawy ten cukier odpowiada mi idealnie, ale do herbaty już niekoniecznie i wolę zwykły biały. Dawka dobrej i ciekawej prasy też jest nie do przecenienia. Zasmakowałam ostatnio w Sielskim życiu. Podobno w sprzedaży jest już Sielska kuchnia, ale nie mogę jej upolować, mimo prób w kilku miejscach. Z poprzedniego numeru przetestowałam przepis na marynowane jajka i byłam bardzo zadowolona z efektu. Czasopismo jest świetnie wydane, ma interesujące artykuły łączące tematykę kwiatową, kulinarną oraz ogólnie pisząc pochwałę ludowości, wiejskości, prostoty w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Za mną lekturą dwóch numerów, jeśli redakcja utrzyma taki poziom, to mają we mnie wiernego czytelnika.