O książce Marii Ulatowskiej czytałam bodajże tyle samo opinii pozytywnych, co negatywnych. Konsternacja i mętlik w głowie. Momentami nie wiedziałam czy warto nabyć ten tytuł czy nie. Jednak nawet recenzje negatywne podziałały na mnie zachęcająco, bo niektórzy blogerzy krytykowali to, co akurat ja lubię w literaturze.
Koniec końców będąc ostatnio w stolicy zdecydowałam się na zakup Sosnowego dziedzictwa. Tom musiał chwilę odczekać na lekturę. Przez ten czas delektowałam się estetyką okładki. Moim zdaniem jest jedną z najlepszych jakie widziałam. Po pierwsze świetna, nastrojowa fotografia, po drugie kobieca i subtelna czcionka, po trzecie idealnie dobrana kolorystyka napisów ( czasami źle dobrany kolor liter na okładce kompletnie niweczy jej wygląd). Takie okładki bardzo lubię i chętnie chwalę, bo na to zasługują. Treść książki przypadła mi do gustu. Jest kobieca, ciepła, mądra, mówi o spełnianiu marzeń, ma happy end, co bardzo cenię w literaturze. Wiele osób ganiło nagromadzenie zdrobnień, rzeczywiście są, ale mi nie przeszkadzały, ich ilość jest usprawiedliwona. Styl autorki ułatwia lekturę. Książkę odebrałam w ten sposób jakby pewna starsza osoba opowiadała historię swojej rodziny, miałam wrażenie jakbym słuchała ( jednocześnie czytając) słów mojej babci czy dziadka o przeszłości - a to wszystko na plus dla książki, bo jest w tym pewien specyficzny urok i czar. Jedyną rzeczą która mi przeszkadzała były trzy Anny. Mianowicie główna bohaterka, jej matka i babcia. Czyż nie ma innych imion? Retrospekcje z życia babci i mamy powodowały bałagan, gdyż momentami gubiłam się o której Annie czytam. Historia z sejfem także jest naciagana, bo jakże to tak aby mając stary sejf, przez tyle lat do niego nie zajrzeć, tylko spokojnie używać jako stojaka pod paprotkę. Wybaczcie, ale to nierealne. Podsumowując książka mi się podobała, ponadto jest świetną lekturą na tę porę roku. Kolejny tom także zamierzam kupić. Polecam osobom, które lubią tego typu klimaty.
Czytałam ,,Sosnowe dziedzictwo'' jednak bardziej podobają mi się kolejne książki autorki.
OdpowiedzUsuńNie mogę się powstrzymać i muszę napisać, że cudownego masz pieska. Gdyby on reklamował tę powieść, to ja bym w ciemno ją kupiła;-)
Ale słodki psiaczek:)))). A co do książki to czytałam ją dawno temu i pamiętam, że mi się podobała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
W zasadzie po przeczytaniu Twojego posta nadal nie ogarniam o czym jest ta książka, ale to, że dobrze się o niej wypowiadasz, jak również wcześniejsze komentarze zachęcają do poszukania informacji o niej. A piesek zdecydowanie uroczy :)
OdpowiedzUsuńcyrysiu właśnie jestem ciekawa jak kolejne książki, bo bywa, że kontynuacje są słabsze. A nowa książka "DOmek nad morzem" kusi mnie do zakupu :) Piesek cwaniak lubi pozować :)
OdpowiedzUsuńkasandro dziękuję :) widzę, że mamy podobne odczucia :)
Iliano specjalnie nie streszczałam akcji, bo pojawiło się w sieci niemało recenzji tego tytułu, chciałam napisać jak ja ją odebrałam :)
Nie mam specjalnych ciągot do tej książki, ale ryzyk fizyk, spróbuje się z nią oswoić :)
OdpowiedzUsuńPiesek słodki i taki malutki.
OdpowiedzUsuńMi ta książka bardzo się podobała i naprawdę jest świetną lektura na jesienną pogodę.
Zobaczyłam tytuł i autorkę i nic mi to nie mówiło i pomyślałam 'to nie dla mnie'. Jednak po przeczytaniu Twojej recenzji moje nastawienie do tej książki się zmieniło. Uwielbiam takie klimatyczne książki. Bardzo chętnie ją przeczytam jeśli się na nią natknę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Książkę czytałam, bardzo mile wspominam chwilę spędzone nad nią. Polecam każdemu.
OdpowiedzUsuńPiesio pięknie pozuję i ma takie oczka mądre!
Natulo każdy ma swój gust i lepiej nic na siłę :)
OdpowiedzUsuńjasmino psinka jest jeszcze szczeniaczkiem, trochę jeszcze urośnie :) co do książki uważam tak samo :)
Friday mi też b. miło się czytało :) Psinka jest kochanym łobuzem :)
Karolko jesli lubisz te klimaty, to nie bedziesz zawiedziona :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGdyby mi przypadkiem wpadło w ręce, to owszem, chyba bym przeczytała, ale tak... sama nie wiem.
OdpowiedzUsuńCiągle ta książka czeka na przeczytanie, już mam po nią sięgnąć, ale zawsze w ostatniej chwili zmieniam zdanie i wybieram coś innego. Chyba najwyższy czas w końcu poznać tę powieść. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA tam, książka... Piesunio rządzi! ;-)
OdpowiedzUsuńJa też - jak Agnieszka - należę do tej mniej zadowolonej części blogerów. Przesłodzona, a przez to nieprawdopodobna. Wyrosłam z bajek. Niewykorzystany wątek historyczny. Jedyny ciekawy. Odpuściłam recenzję na blogu, bo jeśli książka się podoba, to co mam wybrzydzać. Niech "się czyta".
OdpowiedzUsuńAgnieszko ciekawe jak mi się spodoba drugi tom. Właśnie nie każdy lubi tego typu literaturę :)
OdpowiedzUsuńAgato Adelajdo nic na siłę :)
Dosiaku jestem ciekawa Twojej recenzji :)
Agnesto i to jak rządzi cwaniak mały :)
Bogusiu nie każdemu musi podobać się to samo, rozumiem to i szanuję. A ja jestem ciekawa Twojej recenzji i chętnie bym ją przeczytała :)
Zacznę od okładki - zgadzam się z Tobą, jest bardzo ładna i wprowadza jakiś magiczny nastrój. Jednakże do środka książki jakoś mnie szczególnie nie ciągnie. Boję się, że pachnie "Rozlewiskiem", albo podobnym typem literatury... Kiedyś przeczytam, bo lubię mieć własne zdanie, ale póki co mam ciekawsze pozycje w moim stosiku ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTakie rodzinne sagi mi się podobają, ale klimat chyba zbyt spokojny jak na moje gusta
OdpowiedzUsuńJaka urocza psinka :) Jak się wabi?
OdpowiedzUsuńInes jak przeczytasz, to chętnie skonfrontuję nasze opinie. A propos "DOmu nad rozlewiskiem" - czytałam, nie podobało mi się.
OdpowiedzUsuńDusiu dobrze że mamy tyle tytułów na rynku, bo każdy znajdzie coś dla siebie :)
Wiolu sunia wabi się Goldi :)
Ja dalej się zastanawiam czy kusić się na te ksiązkę czy nie, ale jednak jestem chyba bardziej "za". :)
OdpowiedzUsuńWiem, że to nie wyznacznik, bo zdjęcie może być wakacyjne, ale mieszkasz na Pomorzu?
OdpowiedzUsuńJeśli tak, to może jesteśmy krajankami ;)
Pozdrawiam.
Ewo jak się zdecydujesz, to chętnie sprawdzę jak Tobie się podoba :) Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz.
OdpowiedzUsuńEdyto zdjęcie rzeczywiście jest wakacyjne, bo mieszkam w Lublinie.
Goldi - no faktycznie: jest złota :) Ślicznie!
OdpowiedzUsuńZ tymi trzema Annami to widocznie jakiś szerszy zamysł autora, ale masz rację, że to mylące i powinien był jednak wybrać różne imiona dla bohaterek...
OdpowiedzUsuńPS. Fajnie zobaczyć jak Twój piesek wygląda.
PS2. Co robiłaś w stolicy? Btw. ja muszę tam jechać w ten weekend i szczerze mówiąc strasznie mi się nie chce... No ale lubię W-wę przed świętami, jest wtedy bardzo kolorowa.
psina cudowna :) a co do książek tej autorki to jeszcze nie czytałam, ale zupełnie mnie do nich nie ciągnie, nie wiem sama dlaczego...
OdpowiedzUsuńWiolu imię nadali poprzedni właściciele, a ja nie potrafiłam wymyśleć lepszego i tak zostało, bo mi się podoba i do niej pasuje.
OdpowiedzUsuńSol imiona były mylące, naprawdę momentami się motałam. Mąż miał szkolenie, więc zabrałam się z nim na zakupy :) A ja nigdy Warszawy przed świętami nie widziałam.
Magdo dziękuję :) na szczęście są tony książek do wyboru :)
Mi się bardzo podobała ;) Taka ciepła, spokojna ;)
OdpowiedzUsuńJa właśnie nie do końca jestem w dalszym ciągu przekonana do "Sosnowego dziedzictwa", bo czytałam różne opinie. Wiadomo - najlepiej przekonać się samemu, więc jak znajdę więcej czasu to może się skuszę!
OdpowiedzUsuńBujaczku dobrze ją określiłaś :)
OdpowiedzUsuńmiqaisonfire masz rację najlepiej jest wyrobić własne zdanie :)
Ja się zawsze gubię w książkach gdzie jest dużo bohaterów, mylą mi się ich imiona. Najgorzej przy egzotycznych, obcojęzycznych. Trudno mi więc wyobrazić sobie czytanie o trzech Annach. Na pewno też miałabym problem.
OdpowiedzUsuńbsz właśnie ja też tak mam, ten fakt nie przypadł mi do gustu podczas lektury Allende
OdpowiedzUsuń