.

.

poniedziałek, 25 marca 2013

Przed i po


Technika decoupage wciągnęła mnie kilka miesięcy temu. Dzięki uprzejmości koleżanki przeszłam przyspieszony praktyczny kurs decoupagowania. Od tego momentu powolutku dekoruję coraz więcej przedmiotów. Testowałam tę metodę na szkle, drewnie i metalu. Podoba mi się jej prostota, efektowność i oryginalność, bo dowolny przedmiot mogę spersonalizować wedle własnego gustu. Najświeższy zakup to sosnowe tace śniadaniowe dla mnie i męża. Gotowe do decoupagowania, nielakierowane, idealne, by dalej coś z nimi podziałać. Czekają na swoją kolej po świętach. Ostatnie dzieło to donica na zioła. Dłuższy czas szukałam idealnych pojemników do posadzenia ziół na balkonie. Wybór padł na blaszane wiadereczka. Zdecydowałam że zmodyfikuję im wygląd ładnymi, niewykorzystanymi do tej pory wzorami. Pierwsze wiaderko prawie gotowe, zostało nałożyć kilka warst lakieru i można sadzić roślinki.
 
 
 
Już je widzę stojące na balkonie, pełne np. bazylii wystawiającej listki w stronę słońca. Do tej pory kupowałam gotowe sadzonki. W tym roku kupiłam nasiona i postanowiłam sama wyhodować zioła, począwszy od posiania ich w ziemi. Wkrótce okaże się, jakie i czy są efekty tej operacji. Mam cichą nadzieję, że się uda. Nie wiedziałam kompletnie czy mam posypać nasiona ziemią czy nie, bo tylko na opakowaniu majeranku było napisane, by nie przysypywać go ziemią.

piątek, 22 marca 2013

Olga Rudnicka, Drugi przekręt Natalii

Kto nie zna twórczości tej pisarki powinien zacząć lekturę od pierwszego tomu o Nataliach. Nie będzie zawiedziony. Tom drugi okazał sie tak samo dobry. Ciekawa i bardzo dobrze poprowadzona intryga, kryminał na wysokim poziomie i gwarantowane niekontrolowane wybuchy śmiechu to właśnie tajemnica popularności Natalii. Sporo było momentów, gdy musiałam się powstrzymywać, by nie zacząć głośno rechotać w autobusie, bo to jednak nie wypada. Gdybym czytała będąc w domu, to w porządku, ale w miejscu publicznym niekoniecznie. Dlatego nie radzę czytać Drugiego przekrętu Natalii poza własnym gniazdkiem, bo może się okazać, że nie uda Wam się zachować powagi. Mnie było trudno... Uważam, że to świetny tytuł na tę porę roku, kiedy mamy dość śniegu, gdy niecierpliwie czekamy na wiosnę, gdy brakuje nam słońca i gdy mamy doła. Poprawa nastroju gwarantowana.
 
A propos poprzedniego wpisu o rumianych cytrynach do herbaty: wyszły perfekcyjne. Rum i goździki nadały owocom wyjątkowy smak. Taka aromatyczna cytryna z odrobiną soku, dodana do herbaty, podbiła moje i męża serce. Przepis wszedł na stałe do naszego menu.