.

.

piątek, 22 lipca 2011

Katarzyna Rogińska, Wieża sokoła

Wieżę sokoła zaczęłam czytać późnym popołudniem, a skończyłam ... po 2 w nocy.


Rzadko sięgam po tego typu literaturę, gdyż boję się po prostu... Boję się zasnąć, wstać w nocy po ciemku itd. Jednak czasem oglądam thrillery czy horrory, bo czasem lubię sięgnąć po coś mocniejszego. Styl pisania Katarzyna Rogińska ma naprawdę dobry, książka wciąga ( ślęczałam nad nią w nocy). Książka ma trzy części Dymitra, Potwór i Kociara. W każdej z nich narratorem jest inna osoba i tu duży plus dla autorki, gdyż ten zabieg daje czytelnikowi szerszą perspektywę i sprawia, że książka jest bardziej interesująca. Lepiej się ją czyta.  Książka zaczyna się słowami:

Mam na imię Dymitra, moją ojczyzną jest Grecja, moim językiem grecki. Mam chyba dwadzieścia lat, może jeszcze dziewiętnaście. Jestem wysoka, mam ciemne oczy, moi rodzice nazywają się Kostas i Sofija. Nie zdałam matury. Nie jestem już dziewicą. Pora roku - zimna. Pora dnia - ciemność. Miejsce - Polska.
Poza tym nie wiem, jaki jest dzień, jaki miesiąc, jaki kolor mają w tej chwili moje włosy, która jest dokładnie godzina, ile ważę, nie pamiętam nawet, jak wygląda moja twarz. Nie wiem co mnie czeka i czy jutro będę żyła. Wolałabym nie. Zaraz ucieknę z powrotem do swojej głowy, bo w pomieszczeniu, w którym przebywam, jest zimno i cuchnie z wiadra na odchody. Ja też cuchnę. I boję się. Potwornie się boję. Lepiej znowu zasnąć, bo i tak nie mam siły podejść do drzwi, dotykać ścian, obejść pokoju wokół, krzyczeć, czołgac się, drapać kamieni, walić głową w podłogę. Lepiej spać, może w końcu w czasie snu zdechnę, jak chore, poranione zwierzę.

Ten cytat oddaje atmosferę książki. Dymitra, młoda greczynka, która nie dogaduje się z rodzicami, postanawia przyjechać do Polski. Poznała doktora Edwarda, nie zna jego adresu, nazwiska, nawet nie wie jakiej specjalizacji jest lekarzem, nie zna polskiego. Bardzo niewiele wie, mimo tego decyduje się jechać za nim do Polski, by opiekować się jego chorą żoną. Oczywiście to tylko pozory, bo dziewczyna zakochała się w lekarzu już w trakcie jego pobytu w Grecji. Dymitra lekceważy i wyśmiewa ostrzeżenia matki, by uważała. Potem tego żałuje. Uważam, że w pewnym sensie książkę można odczytywać jako ostrzeżenie. Przed złymi ludźmi ( autorka stanowczo uświadamia to czytelnikowi), bo tacy istnieją, a najgorsze jest to, że wyglądają normalnie i na pierwszy rzut oka nikt się nie domyśla prawdy. Ostrzeżeniem także przed bezstresowym wychowaniem jakie stosowali rodzice Dymitry, bo takie zachowania nie pomogą dziecku, wręcz przeciwnie. A takie przestrogi są ważne, bo czasem zapominamy, że należy być ostrożnym. Kwestia wychowania jest niezwykle istotna, tutaj w jaskrawy sposób pisarka pokazała jak brzemienne w negatywne skutki decyzje może podejmować osoba tak wychowywana. Narratorem drugiej części jest potwór, wyjątkowo psychopatyczny sadysta. Ten rozdział czytało mi się najtrudniej z powodu brutalnych i obscenicznych opisów, których jest zbyt dużo i są za mocne. Uważam, że książka by nie straciła, gdyby było ich mniej lub o pewnych rzeczach byłby wspomniane, a nie tak dokładnie opisywane. Ostatnia część, zajmująca połowę książki, Kociara jest najlepsza, choć momentami ciężko było mi nadążyć czy czytam przemyślenia Heleny czy już o kolejnych wydarzeniach. Katarzyna Rogińska potrafi czytelnika zaskoczyć i to kilkakrotnie podczas lektury, ma do tego talent, zakończenie też było dla mnie pewnym zaskoczeniem, bo myślałam, że inaczej się potoczy.

Autorka zajmuje się dziećmi niepełnosprawnymi i psychologią sądową. Dzięki wiedzy psychologicznej udało jej się stworzyć postaci, które wydają się autentyczne. Książkę polecam, bo naprawdę jest dobrze i ciekawie napisana, do tego autorka ma talent, ale muszę ostrzec przed drastycznymi i dokładnymi opisami osoby wrażliwe na takie sceny w literaturze czy filmie. Jestem ciekawa innych książek tej autorki.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Oficynka.

wtorek, 19 lipca 2011

One Lovely Blog Award :)

Dziękuję serdecznie dziewczynom:
 Ewie, Sardegnie, Książkowcowi, Balbinie64 i Marudzie007 za nominację do nagrody i zaproszenie do zabawy :)
Zasady są następujące:
1.Na swoim blogu dodaj notkę dotyczącą nominacji, pamiętając, by zaznaczyć, kto Ciebie wytypował.
2. Napisz w siedmiu punktach o sobie coś, czego inni nie wiedzą.
3. Tak jak ja - nominuj 16 osób - pomijając tę, która wytypowała Ciebie.
4. Umieść na blogach wszystkich przez Ciebie nominowanych komentarz dotyczący tego, że zostali szczęśliwymi wybrańcami.
 
Chciałabym nominować mnóstwo blogów, bo wiele zasługuje na uwagę, ale mogę wybrać jedynie 16, to niewiele, więc jeśli Twojego bloga nie ma na liście, to wcale nie znaczy, że do Ciebie nie zaglądam :) Kolejność jest przypadkowa :)
 
Oto lista osób nominowanych:
5. toska
13. mag
 
Na zakończenie 7 rzeczy jakich o mnie nie wiecie:
1. boję się ciemności, wracanie po nocy samej to nie dla mnie,
2. lubię wieczne pióra, choć moje ukochane szwankuje ostatnio i leje, muszę zabrać je do naprawy,
3. mam krótką pamięć, wszystkie ważne sprawy notuję w kalendarzu,
4. nigdy nie farbowałam włosów,
5. lubię krzyżówki i sudoku,
6. nie lubię jeść grzybów (ale zbierać lubię), wyjątkiem są pieczarki, szczególnie zapach grzybów działa mi na nerwy,
7. lubię światło świec, choć nie do czytania, jak czytam to muszę mieć w nocy włączony i żyrandol i lampkę biurkową.
 

poniedziałek, 18 lipca 2011

Vanessa Diffenbaugh, Sekretny język kwiatów

Pamiętam, że po raz pierwszy zobaczyłam tę książkę na okładce jednego z katalogów wysyłkowych kilka miesięcy temu. Okładka mnie zachwyciła, sprawdziłam opis i już wiedziałam, że muszę mieć tę książkę.


W tym wypadku na szczęście nie zawiodłam się na uroczej okładce, bo to piękno przekłada się na treść. Główną bohaterką jest Victoria, porzucona przez matkę krótko po porodzie, która spędziła dzieciństwo i młodość w ponad trzydziestu rodzinach zastępczych i domach dziecka. Już po tych informacjach można się domyślić, że nie jest to dziewczyna o uległym i potulnym charakterze. Victoria popełnia wiele błędów, rani bliskie osoby, a najbardziej Elisabeth ( i to będąc dziesięcioletnią dziewczynką). Kobietę poznajemy w dniu jej osiemnastych urodzin, kiedy Meredith, pracownica opieki społecznej, zabiera ją z domu dziecka w miejsce, gdzie ma opłacony czynsz na trzy miesiące. Jeśli nie znajdzie pracy, będzie musiała się wyprowadzić. Za pieniądze otrzymane od Meredith Victoria codziennie kupowała karton mleka, po czym przecinała go na pół i otrzymywała... dwie doniczki. W swoim pokoju urządziła swoisty ogród, w tych pojemnikach sadziła wykopane z ogródków i parków kwiaty. Ale woda przesiąkała i dywan zaczęły porastać chwasty... Okładka jest delikatna i subtelna, ale Victoria do takich nie należy. Zgodnie ze słowami z raportów to osoba: aspołeczna, porywcza, małomówna, bezczelna. Książka nie jest bajkowa, ale opowiada trudne losy trudnej dziewczyny wychowanej bez ciepła rodzicielskiego, bez domu, który byłby dla niej opoką. Na szczęście wiele dobra także się zdarzy.

Mnie urzekła miłość i szacunek Victorii do kwiatów. Dziewczyna znała wiele gatunków roślin, co więcej znała ich znaczenie. Jej bukiety były zaszyfrowanymi wiadomościami, zawsze coś znaczyły. Victoria stworzyła dużym nakładem pracy specyficzny słownik. Jak, gdzie, kiedy, jak wyglądał nie napiszę, bo nie chcę, by recenzja była spoilerem. Wiele się w życiu dziewczyny wydarzyło rzeczy, o których warto było przeczytać.

Moja wiedza o znaczeniu kwiatów sprowadza się do tego, że czerwona róża znaczy miłość, a biała czystość i tyle. Ilość znaczeń jakie poznałam w tej powieści jest ogromna. Plusem książki jest umieszczony na końcu Słownik kwiatów Victorii, który zawiera nazwy polskie, łacińskie i znaczenie, dla przykładu:
Frezja (Freezia) ... Trwała przyjaźn,
Petunia (Petunia) ... Twoja obecność jest kojąca,
Tulipan (Tulipa) ... Wyznanie miłości,
Zawilec (Anemone) ... Opuszczony.
Książka zainspirowała mnie do głębszego poznania świata znaczeń kwiatów, który prawie całkowicie został dzisiaj zapomniany.

Sekretny język kwiatów zdecydowanie polecam wszystkim.

Tak mi się spodobała polska okładka, że postanowiłam porównać te z innych wydań.



Z przyjemnością oznajmiam, że polska okładka jest najlepsza i najładniejsza ( moim subiektywnym zdaniem). Najbardziej komponuje się z treścią książki. Dlatego postanowiłam umieścić te fotografie. Zauważyłam dzisiaj, że na blogu izuś także czasem umieszcza okładki książek oryginalnych wydań. Dla mnie okładka jest bardzo ważna, jest konstytutywną częścią książki i jej estetyka ma niebagatelne znaczenie przy wyborze książki czy podczas przypadkowej wizyty w księgarni. W końcu jak Cię widzą, tak Cię piszą i coś w tym jest.

czwartek, 14 lipca 2011

Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Cukiernia pod amorem. Zajezierscy

Pewnie narażam się tą recenzją na krytykę, ale cóż blog miał być miejscem, gdzie publikuję szczere recenzje. Więc będzie, bo innej opcji nie widzę i nie chcę. Na początek fotografia.


Od momentu gdy zobaczyłam po raz pierwszy okładkę książki zachwycałam się jej wyglądem, także tytułem książki. Zapragnęłam ją mieć. Dostałam od razu dwa tomy Cukierni z okazji imienin. Dzisiaj skończyłam czytać tom pierwszy. Wbrew wielu entuzjastycznym opiniom nie jestem zauroczona, zachwycona i nie mam silnej motywacji, by sięgnąć od razu po tom drugi. Nie piszę, że wcale mi się nie podobała, ale jednak minusy przeważają plusy. Być może po części to kwestia oczekiwań, bo jeśli człowiek naczyta się pozytywnych opinii, to rosną jego wymagania i wyobrażenia wobec książki. W każdym bądź razie muszę przyznać, że męczyłam się czytając Cukiernię pod amorem. To prawda że historie rodzin są ciekawe, ale często jakby streszczone, przedstawione pobieżnie. Momentami miałam wrażenie tłoku, zbyt wielu bohaterów ( w których można się zamotać, bo pojawiają się, by za moment zniknąć albo za jakiś czas na chwilę znów się pojawić), zbyt wiele historii - swoją drogą ciekawych historii nie przeczę - ale dałoby się nimi obdzielić kilka, a nie jedną książkę.  W książce widać wielką pracę autorki, która zadbała o realia historyczne, bo umiejętnie i naturalnie pisarka szkicowała dziewiętnastowieczne czasy Zajezierskich i współczesne Hryciów. Natomiast przeszkadzał mi natłok nieużywanych współcześnie wyrazów, przez co musiałam co chwila zerkać do przypisów. Nie podobało mi się także zakończenie książki na stronie 438, podczas gdy książka ma ich ponad 470 !!! Reszta to appendix, kalendarium, indeks osób i drzewa genealogiczne. Te dodatki mogłyby się pojawić na początku albo w kolejnym tomie, nie wiem, ale za dużo tego moim zdaniem. Z drugiej strony w tym gąszczu bohaterów momentami naprawdę trudno się połapać ( na ogół wielowątkowe książki z dużą iloscią bohaterów mi się podobają, ale tutaj wyjątkowo nie mogłam się połapać). Podobają mi się kreacje kobiet, ich losy i pomysłowość autorki. Przyznam, że widać ogrom pracy redakcji, bo nie znalazłam błędów. Książka jest wydana starannie i kusi okładką. Mam nadzieję, że kolejna część bardziej przypadnie mi do gustu, gdyż pierwsza część zawiodła moje oczekiwania.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Erica Bauermeister, Szkoła niezbędnych składników

Na początek przyznam się do niecnego i haniebnego czynu... Otóż porzuciłam w trakcie czytania Dom duchów Isabel Allende ( to było pierwsze spotkanie z tą pisarką). Nie mówię "nie" tej autorce, nie recenzuję książki, gdyż doczytałam jedynie do 60 strony. Jakoś nam było nie po drodze, jej do mnie, a mnie do niej. Może to ta pogoda kapryśna, raz deszcz, raz upał, kwestia zamieszania przeprowadzkowego, być może nie ten moment, nie wiem, ale nie miałam siły ani ochoty czytać.


Z nowym pokładem motywacji do lektury zaczęłam grzebać na półce i wyciagnęłam Szkołę niezbędnych składników, która kusiła okładką. Podoba Wam się?

Mnie urzekła jakiś czas temu, gdy wypatrzyłam ją na jednym z blogów. Księgarnia na swej stronie kusiła promocją, więc nie było wyjścia i kupiłam. Nie żałuję, bo książka jest świetna. Najogólniej pisząc uczy radości i satysfakcji z gotowania, które jest ukazane jako sztuka oraz pokazuje sposób niespiesznego jedzenia, zachwycania się każdym kęsem, rozkoszy ze spożywania posiłków. W codziennym zabieganiu zapominamy o tym, szykujemy coś szybko do połknięcia, kupujemy fast foody. Jemy, aby zagłuszyć głód, a nie by zachwycić się smakiem. Wiadomo że nie codziennie jest czas na dłuższe gotowane, na spokojny posiłek, ale jak jest czas, to naprawdę warto. Ugotowałam wczoraj sama od początku do końca po raz pierwszy w życiu spaghetti bolognese ( ten przepis jak dotąd przyrządzałam z torebki, nigdy więcej!). Widać, że autorka włożyła w pisanie wiele pasji i pracy.

A na deser serwuję smakowite i pachnące cytaty:

Hmmm- odpowiedziała Claire i podniosła kraba do ust, przymykając ponownie oczy i odgradzając się od otoczenia. Mięso spoczęło na jej języku, a smak całkowicie nią zawładnął, wyrazisty, bogaty i złożony, głęboki jak długi pocałunek. Wzięła do ust jeszcze jeden kawałek i poczuła jak jej stopy wtapiają się w posadzkę, a całe ciało spływa rzeką imbiru i czosnku, i cytrynowego soku, i wina. Nawet gdy już połknęła ten kęs, i następny, i jeszcze jeden, stała dalej i czuła, jak rzeka meandrami dociera do jej palców u rąk i nóg, brzucha i podstawy kręgosłupa, aż stapia wszystkie fragmenty jej ciała w coś ciepłego i złocistego.

Siedzieli przez chwilę w milczeniu i tylko wpatrywali się w talerze. Woń potrawy unosiła się ostatnimi obłokami pary, a masło pobrzmiewało szeptami szalotki i orzechów.

Ostrzegam jedynie przed czytaniem z pustym żołądkiem, gdyż grozi to burczeniem w brzuchu i skurczami aż nie pozostanie nic innego jak wstać i coś zjeść, a następnie móc znowu smakować kolejne zdania i rozdziały, które są ucztą literacką i kulinarną.

W skali od 1 do 6 daję 7 :)


Książka jest powieściowym debiutem pisarki, oby więcej tak udanych debiutów. Z niecierpliwością czekam na kolejny tytuł autorki.

Fotografia pobrana ze strony http://www.sunriverbooks.com/erica-bauermeister.

wtorek, 5 lipca 2011

Prezentuję filię mojej domowej biblioteczki


Wczoraj przeprowadziłam się do Krakowa. Na początek zabrałam tylko rzeczy niezbędne i najbardziej potrzebne. Nie mogło oczywiście w tym gronie zabraknąć książek. Te dwie półki zawierają:
Dom duchów Allende ( w trakcie czytania),
- Alienistę Carra ( przeczytany prawie rok temu, ale chcę wrócić do tej książki),
- Pismo Święte ( którego w całości nie przeczytałam, czytam wyrywkowo, ale zbyt mało niż bym chciała; to jest księga do której można wracać i wracać i czytać całe życie),
- kilka zeszytów,
- kalendarz na rok bieżący ( nigdzie się bez niego nie ruszam, jako osoba zapominalska muszę wszystko sobie zapisywać),
- kilka pozycji o tematyce giełdowo-inwestycyjnej własności mojego męża,
- książki otrzymane w ramach wymianek jak Zmarnowane święta, złe przeczucia Corteza oraz Faktoria jedwabiu Aw,
- wygrana w konkursie Achaja Ziemiańskiego,
- oraz wiele innych otrzymanych i zakupionych.
Przez trzy najbliższe tygodnie tylko te książki będą mi towarzyszyły ( chyba że odwiedzę bibliotekę lub księgarnię). Muszę zapisać się do najbliższej biblioteki.